Co tam słychać?

Wiesz co wspólnego mają zielone winogrono, szczęśliwe pary i biszkopt?

– O! Siema P., jak się miewasz?

– Kel, kurwa, kopę lat! A w porządku, wiesz, dużo pracy, bo ostatnio dostałem awans, więc cisnę nadgodziny, żeby szybko się wdrożyć. Z lubą o dziecko się staramy właśnie, bo dostała stała pracę, to pomyśleliśmy, że już czas. A u ciebie? Co słychać? Opowiadaj!

***

Dziewięć po czwartej. Przez uchylony balkon czerwcowy chłód wślizguje się do pokoju łapczywie oplatając wszystko co spotka na swojej drodze. Powinienem spać jak zabity po tylu intensywnych tygodniach, podczas których dla łóżka zdążyłem zostać kimś zupełnie obcym. Powinienem donośnie chrapać i uroczo ciamkać przez sen, imaginując sobie spełnianie marzeń i zdobywanie szczytów. Moje powieki nie powinny pozwolić oczom na swobodną penetracją wzrokową pomieszczenia. Moje uszy nie powinny już rejestrować szumu wiatru za oknem. Mój mózg powinien choć na chwilę się wyłączyć.

Czwarta zero dziewięć. Żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła.

Zamiast tego wiercę się z boku na bok, przeklinając swój nędzny żywot. Kołdra zdaje się brać lekcje ogłady od kaktusa i zupełnie nie sprzyja dobrej nocy. Prześcieradło, tak już pomięte, sprawia wrażenie jakbym nadepnął mu na odcisk i próbuje mnie zrzucić z łóżka. W myślach ironicznie podśpiewuję Czwartą nad ranem Starego Dobrego Małżeństwa, dorzucając tu i ówdzie, swojską a jakże wymowną, kurwę. Bawię się wybornie. Czarny humor to moja specjalność.

Biorę telefon i wystukuję wiadomość. Wyślij.

***

Zielone winogrono. To nic, że kolor się nie zgadza, że tamte były inne. To nic, że tamte były genetycznie modyfikowane, bezpestkowe, a te, owe pestki powinny mieć. Jest upał i jakoś trzeba sobie radzić. Gorzej, że patrząc na kuszącą zieleń owocu, czując cieknącą na jego widok ślinkę przypominam sobie tamte, jedzone podczas pierwszych ciepłych dni, na kocu, gdzieś w środku parku. Przypominam sobie popołudniowy chłód tuż po zajściu słońca, gdy ziemia nie zdążyła jeszcze odpowiednio nagrzać. Przypominam sobie ptaszka z awarią motorka, o którym tylko my mamy pojęcie. Przypominam sobie jak bardzo byłem wtedy szczęśliwy. Oczy zachodzą mi łzami.

Mam czasami wrażenie, że mnie zewsząd otaczają. Gdzie bym nie poszedł to się na nich natykam. Pół biedy, gdy akurat się śpieszę albo mam coś do zrobienia. Ale najwięcej ich wychodzi na światło dzienne gdy akurat idę na zakupy, albo mam ochotę pobiegać. Gdzie się nie obrócę, tam są. Ściskają się za dłonie, obejmują, uśmiechają, jakby na złość. Okazują sobie czułość, szlag by ich. A ja staję czasem jak wryty i patrzę na nie. I gardło mi ściska tak, że nie jestem w stanie nic z siebie wydobyć. Zaciskam tylko zęby, dając ujście choć odrobinie tej energii na szczękę. Szczęśliwe pary, psia ich mać.

Biszkopt. Pozornie stały, w jednej formie, na pierwszy rzut oka nawet twardy. Ale w środku bardzo kruchy.

Wiesz co wspólnego mają zielone winogrono, szczęśliwe pary i biszkopt? Przez pierwsze i drugie czuję się jak trzecie.

Czuję się jak biszkopt.

***

Ochroniarze na lotniskach są złośliwi. Specjalnie przedłużają ten moment. A tu zajrzą do torebeczki, a tu przypomną procedurkę. Pieprzone pół godziny ciągnące się jak Moda na Sukces. Pół godziny podczas którego mogłem na nią patrzeć, ale nie mogłem jej dotknąć. Pół godziny, które z każdą jedną sekundą niewyobrażalnie łamią serce. Pół godziny, przez które zaciskasz zęby i dajesz z siebie wszystko, żeby jakoś się trzymać. Dla niej, żeby ona się nie rozkleiła.

– Hej, zaraz wracam. – stwierdziła ze smutnym uśmiechem. Odwzajemniłem gorzki grymas.

– Jasne, to tylko trzy miesiące – pomyślałem.

Anglicy mają na to genialny sposób. Wychodzą nie żegnając się. Może to nie brzmi zbyt kulturalnie, ale kurwa, działa. Chociaż nie wiem czy chciałbym się nie żegnać. Tak naprawdę to chętnie żegnałbym się godzinami.

Przechodzi przez bramki. Ostatnie spojrzenie. Ostatnie machnięcie. I znika. Pojawiają się łzy. Nie jestem w stanie ich powstrzymać.

Potem tylko z tarasu widokowego modlę się, żeby wszystko było w porządku. Żeby szczęśliwie doleciała.

***

 

– U mnie wszystko w porządku. Musimy się kiedyś umówić na piwo! – Odparłem po chwili zadumy.

– Koniecznie!