Co to jest strach

Zdarzyło się pewnego razu, że wybrałem się w swoim rodzinnym mieście wraz ze znajomymi do baru. A tam, miał miejsce pewien incydent.

Siedząc sobie, pijąc piwko, byliśmy świadkami pewnej sceny z udziałem czarnoskórego mieszkańca Stanów Zjednoczonych, który akurat pojawił się w tym samym barze, a do którego przyczepił się pewien “prawdziwy polak”. Jak nietrudno zgadnąć nie poróżniła ich kwestia dopłat Unii Europejskiej do rolnictwa w Polsce, nie mniej, ostatecznie, nazwijmy go na potrzeby tego wpisu John, kontynuował wieczór w naszym towarzystwie.

Jak się okazało, John mieszkał od jakiegoś czasu w Polsce, tutaj też pracował i miał rodzinę w postaci żony i dziecka (przy czym nie jestem pewien tego pierwszego). Ciekawi tego, jak mu się w naszym piekiełku żyje zamęczaliśmy go pytaniami.

– Często przyczepiają się do ciebie takie buraki? – zapytał jeden z nas.

– Czasem się zdarzają, ale zwykle są mocno pijani, jak tamten – odparł. – Wiesz, zwykle tylko gadają, rzadko kiedy po angielsku, a że ja z polskim jeszcze nie stoję najlepiej, nie robi mi to różnicy.

– Pytamy, bo odnosimy wrażenie, że u nas wciąż jest sporo nietolerancji.

– Znakomita większość ludzi, z którymi się tutaj zetknąłem była dla mnie życzliwa. Jedyne co mi trochę przeszkadzało, to jak niektórzy cały czas się na mnie gapili, zwłaszcza starsze osoby. Niektóre nie miały żadnych oporów i nawet gdy na nie spoglądałem te nie odwracały wzroku, zupełnie się nie krępując.

– Wiesz, Zielona Góra nie jest aż tak dużym miastem, a ty jesteś po prostu inny. Zdajesz sobie chyba sprawę, że jesteś jednym z pięciu czy sześciu czarnoskórych mieszkańców w tym mieście, a niektórzy, zwłaszcza starsi, nigdy nie widzieli murzyna na oczy.

– Wiem, wiem, po prostu to trochę denerwujące.

– Mówiłeś, że takie zaczepiające tępaki to rzadkość, a zdarzyło ci się zostać pobity z powodu koloru skóry? Nie obawiasz się wychodzić nocą na miasto i przychodzić do pubów takich jak ten?

– Nie, zwykle kończy się na zwykłych rękoczynach. A jeśli chodzi o strach – nie, nie boje się. Powiem więcej, tu w Polsce czuje się dużo bezpieczniej. Ryzyko bójki to naprawdę nic wielkiego, też mam pięści, umiem się bronić. Nie boję się być poobijany, w Stanach zdarzało mi się uczestniczyć w bójkach. To grozi jedynie siniakami i potłuczeniami. Poza tym, mam motywację by wrócić do domu. Mam małą córeczkę, która na mnie czeka, więc wiem, że muszę trafić do domu – tak po prostu. W kryzysowych sytuacjach mówię sobie, ja albo oni.

Pokiwaliśmy głowami ze zrozumieniem.

– Prawdziwy strach – ciągnął dalej John – jest w Stanach Zjednoczonych. Tam każdy gówniarz nosi spluwę. Tutaj co najwyżej dostanę po gębie. I don’t care. W Stanach byle frajer może w każdej chwili wyciągnąć gnata i strzelić do ciebie. To jest strach. Albo wyobraźcie sobie, że kiedyś w Waszyngtonie grasował snajper strzelał do zupełnie przypadkowych ludzi a wszystkie zabójstwa miały miejsce w promieniu dwóch przecznic od mojego domu. W wiadomościach podawali, że przed każdym atakiem widziano w okolicy białą furgonetkę. No to wyobraźcie sobie, jak srałem w gacie ze strachu, za każdym razem gdy widziałem takie auto. To jest właśnie strach.

Wyobraziłem sobie. I nie mam powodów by mu nie wierzyć.

photo credit: ‘Ajnagraphy’ via photopin cc