Dzisiejszy facet to tchórz, czyli Ludzie Listy Piszą #2.
Pamiętacie poprzedni wpis? Oto jego ciąg dalszy:
(…) dzisiejszy facet to tchórz. I proszę, nie próbuj tego ubierać w jakieś zgrabne ramy czasowe, że niby mamy XXIw. i czasy się zmieniły. To, że kobiety mają przyznany pełen zakres praw obywatelskich, niczego nie zmienia. Ani to, że żyjemy w dobie komputerów, internetów i szerokiego zasięgu technologii. Opiszę Ci to na przykładzie. Miałam na studiach bardzo dobrego kumpla. Pisaliśmy ze sobą godzinami, razem się uczyliśmy i piliśmy – uwielbiałam go, zwyczajnie, po kumpelsku. Ale, jak się zapewne domyślasz, z jego strony to było coś więcej. Ja nawet nie patrzyłam na tą relację w ten sposób, no, ale stało się. Alkohol zrobił swoje i nasza relacja nabrała innej barwy. I nagle, zrobiło się dziwnie. Nagle (…) już nie był tym samym chłopakiem, którego znałam. Nagle nawet nie pomyślał, żeby złożyć mi życzenia na Dzień Kobiet, nagle przestał się odzywać i zamiast pogadać otwarcie, co jest na rzeczy, napomknął kiedyś w rozmowie na fb, że kiedyś musimy porozmawiać. No cóż, do rozmowy nie doszło, a nasza relacja wróciła do punktu wyjścia – do tej pory tamten temat omijamy szerokim łukiem. Chyba to oczywiste, dlaczego tak wyszło. I tylko błagam, nie mów mi, że mogłam przejąć inicjatywę. Oczywiście, że mogłam. Gdybym była pewna, że to TEN facet. Ale nie byłam, a on mógł sprawić, że pomyślałabym inaczej. Ale tego nie zrobił. Więc jak to jest z Wami, że jak trzeba pocałować dziewczynę, to się nie boicie. Ale jak przychodzi do rzeczy – że trzeba dać coś od siebie, powiedzieć kilka słów więcej lub chociaż zwyczajnie napisać następnego dnia “Hej, jak się spało” czy zwyczajne “Dzień dobry”, to się musicie (pozwól, że Cię zacytuję) ‘zbierać się na odwagę’?! Czy to jest na prawdę tak wiele? Czy rzeczywiście oczekiwanie od dorosłej osoby, że zachowa się jak dorosła i dotrzyma słowa, kiedy obiecuje, że odezwie się następnego dnia, jest zawyżonym oczekiwaniem? Jeśli tak, to chyba wolę być sama do końca życia, bo co dopiero kiedy przyjdzie żyć z taką osobą, co nie jest pewna tego co mówi, a własne słowa traktuje umownie i nie potrafi się z nich wywiązać.
Zadziwiające, że w tym samym mailu, w pierwszym punkcie (do którego odniosłem się w poprzednim wpisie) zarzuciłaś mi uogólnianie, a już w drugim robisz to samo. Dzisiejszy facet to tchórz, bo mój kumpel ze studiów okazał się tchórzem. Brzmi legitnie, no ale zostawmy to i przejdźmy do rzeczy. Nie bardzo widzę, gdzie masz problem. Przeszkadza Ci to, że się nie odezwał? Jak tak bardzo przeszkadza, to trzeba było odezwać się samemu. Nie lubisz tego robić? No to gdzie problem – nie pasujecie do siebie, bo on nie spełnia twoich wymagań. Przecież sama nie chcesz takiego faceta, do którego musisz się odezwać jako pierwsza, więc ten facet nie był w twoim typie. Masz to szczęście, że nie musisz się więcej miesiącami zadręczać, co by było gdyby i wiesz już na czym stoisz.
Do tego odnoszę wrażenie, że niektórzy nie rozumieją idei moich wpisów. Ja nie usprawiedliwiam wszystkich mężczyzn świata. Ja nie uniewinniam wszystkich drani chodzących między Tatrami a Morzem Bałtyckim. Nie twierdzę, że faceci wszystko co robią – robią dobrze i nie mówię, żebyście się odpieprzyły. To co robię, to próba wytłumaczenia wam, skąd się nasze pewne zachowania biorą. To próba pokazania, jakimi kategoriami myślą faceci. Może się to wam nie podobać, możecie przeklinać mnie pod nosem, ale to nie zmieni faktu, że jestem facetem i wiem dlaczego robię niektóre rzeczy i wiem dlaczego robią je inni faceci. I właśnie to staram się tutaj zazwyczaj przekazać. To co zrobicie z tą wiedzą, to już wasza sprawa.
nie twierdzę, że bycie inicjatywną, to coś złego. Chciałabym, żebyś zrozumiał, że kobieta nie może (i nie będzie) się starać o kogoś, komu się nie chce postarać o nią. Żadna z nas nie potrzebuje starego kapcia, któremu się nie chce ruszyć po piwo sprzed tv. A mam wrażenie, że większa część dzisiejszych panów w ten sposób się prezentuje. To jak facet o mnie walczy, jak bardzo się stara, świadczy o tym jaką jest osobą. Jeżeli prezentuje postawę zniechęcenia i nie stać go na to, żeby zaprosić gdzieś dziewczynę, która mu się podoba, albo na to, żeby konsekwentnie walczyć o to spotkanie i wywiązać się z obietnicy wspólnego wyjścia, to na mnie nie zasługuje. Ani na żadną inną kobietę. Bo na początku trzeba się postarać, żeby oczekiwać tego samego od drugiej strony. Więc jeśli facet nie pisze (i nie dzwoni), chociaż to obiecał, to ABSOLUTNIE żadna z nas nie powinna łapać za telefon i robić tego, co ON POWINIEN zrobić. Bo później już za każdym razem będzie musiała to robić. A on przyzwyczai się, że może mieć wylane, a i tak dostanie to, na czym mu zależy.
I po 4, najważniejsze. “Jeśli facetowi zależy, to choćby skały srały i mury skakały, znajdzie dla Ciebie chwilę.” BŁAGAM! Nie wciskaj nam kitu, że tak nie jest. Gdybym poznała faceta swoich marzeń, albo przynajmniej takiego, który sprawia, że nogi uginają się pode mną na myśl o nim, to czy czekałabym cierpliwie na następne spotkanie (które nie wiem kiedy się odbędzie, bo to ode mnie zależy) wypełniając rutynowe czynności w ciągu dnia? Oczywiście, że NIE! Nie mogłabym się doczekać tego, by go znowu zobaczyć. Owszem, zdarza się i tak, że ktoś jest nieśmiały, że nie chce się narzucać, że czeka na odpowiedni moment itp … Ale jeśli już dochodzi do spotkania i jeśli – co więcej – żegnacie się pocałunkiem, to nie ma innego wytłumaczenia na to, że się nie odzywa, niż to, że: a) przestało mu zależeć, b) nie podobało mu się, c) nigdy mu nie zależało i łudzi się, ze jakimś cudem nie poznasz go, mijając się z nim następnego dnia na ulicy. Koniec kropka. I nie zmieni tego fakt, że odezwiemy się do faceta jako 1. Bo zrobimy z siebie tylko kretynki, a on poczuje się dowartościowany faktem, że dalej siedzi w naszych głowach i potraktuje tak kolejną kobietę.
I na koniec wracamy jeszcze na chwilę do tej nieszczęsnej inicjatywy, jednak zamiast się powtarzać, zacytuję maila, którego dostałem po ostatniej publikacji, a który dość dobrze opisuje moje podejście:
Ponieważ regularnie odwiedzam Twojego bloga, to oczywiście podesłałam go też mojej przyjaciółce i to właśnie ona jest dowodem na to, że wyjście z inicjatywą może się opłacić i to bardzo. Streszczając tę historię, ona i jej chłopak znali się tylko przelotnie, mówili sobie cześć, do tego ona jest z natury dosyć nieśmiała, a on ma spore powodzenie. No i postawiła wszystko na jedną kartę i zagadała, zaczęło się od spotkania, teraz widują się kilka razy w tygodniu i on jest w nią zapatrzony. Wprawdzie ona zaczęła tę znajomość, cały czas była bardzo miła, flirtowała z nim, ale też nie była na każde zawołanie, jeśli nie miała czasu albo ochoty się spotkać, to nie zmieniała dla niego planów, zawsze otwarcie mówiła, że się z nim nie zgadza i kiedy mówił o innych koleżankach, zachowywała absolutny spokój. Teraz on sam od razu mówi innym, że jest już zajęty i przyznaje, że zalazła mu za skórę. A wszystko dzięki temu, że przejęła inicjatywę, ale nie zamieniła się w jakąś dozgonną fankę.
Od siebie dodam tylko tyle, żebyście włączyli myślenie podczas czytania moich wpisów. Nie dopowiadajcie sobie czegoś, czego nie napisałem. Jeśli napisałem, że kobieta ma siedzieć w kuchni, to nie znaczy, że myślę, że mężczyzna ma tam nie siedzieć. To, że piszę o kobietach, które powinny przejmować inicjatywę nie oznacza wcale tego, że zwalniam z tego obowiązku mężczyzn, więc nie wyciągajcie daleko idących wniosków na podstawie waszych domysłów i dopowiedzeń. Jak będę chciał zająć stanowisko w jakiejś sprawie to napiszę to wprost, tak, że nie będziecie musiały się niczego domyślać.
photo credit: icopythat via photopin cc