Jest naprawdę w porządku.
Od dłuższego chodził za mną kebab, ale jakoś nigdy się nie składało. Złożyło się dzisiaj i przy okazji miałem możliwość podsłuchania pewnej rozmowy. Para, taka pod pięćdziesiątkę, może nawet już chwilę po. On znudzony, ona mocno nabuzowana. Siedzą i ona go opierdala. Nie, nie narzeka, nie psioczy i nie dąsa się. Opierdala. O kompletną pierdołę, nic nie znaczącą sprawę, ale opierdala go bite 10 minut. Gdy już kończy, zaczyna narzekać. A, że nie ma czasu oglądać filmów, bo zapracowana, a że ta Jolka z pracy to głupia cipa, a że ta Kaśka to głupia jest, że pozwala dziecku na to i tamto. W zasadzie przez całe pół godziny jak tam siedziałem, ona cały czas narzekała. I skłoniło mnie to do przemyśleń.
Od dawna marzy mi się nowy komputer. Najpierw, będąc na studiach, nie bardzo miałem okazję odłożyć większą sumę pieniędzy, a gdy już przy okazji pracy na wakacje jakiś grosz wpadał, to zawsze były ważniejsze wydatki. Przez ostatnie kilka miesięcy udało mi się zaoszczędzić kilka stówek i już byłem pewien, że to tylko kwestia dwóch-trzech miesięcy, zanim uda mi się odłożyć poważniejszą sumę, która pozwoliłaby już na poważnie myśleć o kupnie. Na początku tego miesiąca przyszło jednak półtoraroczne rozliczenie za wodę, największe jakie do tej pory musiałem zapłacić. Wszystko co odłożyłem poszło na rachunki a i jeszcze musiałem coś dorzucić z pensji. Moje marzenie znów odsunęło się w czasie. Ale wiecie co? Zupełnie się tym nie przejąłem.
Odkąd kilka miesięcy temu rzuciłem studia i zacząłem pracować, jestem naprawdę zadowolony ze swojego życia. Zarabiam pieniądze i choć nie są to kokosy, to starcza na przeżycie i przede wszystkim – w końcu jestem samodzielny. Praca nie jest może najciekawszym zajęciem jakim kiedykolwiek się zajmowałem, ale jest całkiem przyjemna a i na towarzystwo nie mogę narzekać. Robiłem już dużo gorsze rzeczy, za dużo mniejsze pieniądze. Zresztą, kasa za chwilę na pewno będzie większa, więc specjalnie się tym nie martwię. Do tego blog się powolutku rozwija i widzę, że wszystko idzie ku lepszemu. W życiu prywatnym też się dzieją dobre rzeczy i w zasadzie jest mi trochę głupio.
Głupio mi, bo nie mam na co narzekać, nie mam do czego się przyczepić, naprawdę nie mam powodów do zmartwień. Jasne, nie mam jeszcze milionów na koncie, miliony też mnie jeszcze nie czytają, nie napisałem jeszcze książki, nie odwiedziłem wszystkich miejsc, od kilku lat nawet nie byłem na porządnych wakacjach no i ciągle nie mam kompa, który by udźwignął nowe GTA i wychodzącego w przyszłym roku Wiedźmina. A jednak nie specjalnie się tym przejmuję, bo wiem, że wystarczy cierpliwie poczekać.
I jestem cierpliwy. Cierpliwy i zadowolony z miejsca w którym się znajduję. Wszystko jeszcze przede mną i wszystko w moich rękach. The best is yet to come.
I wiem, że nigdy nie pozwolę sobie być jak ta baba z kebaba. Bo najgorsze co można robić, to siedzieć i narzekać.