Lumberseksualizm, czyli kto miał ubaw definiując męskość

Dziś wszyscy jesteśmy drwalami.

Określenie lumberseksualizm jest tak zabawne, że aż głupie. Zbyt głupie, żeby określać pewne zachowania. To określenie pasuje jedynie do formy żartobliwego mema a jednak wczoraj mój fejsbukowy feed zalały całkiem poważne artykuły dotyczące tego zjawiska. Zjawiska, którego w zasadzie nie ma.

Istnieje jakaś taka dziwna potrzeba górnolotnego nazywania wszelkich rzeczy tak, by udało się je jakoś pogrupować, przykleić etykietkę, przypisać do jakiejś kategorii. I potem mamy, pokolenie X, generacja Y, broń czwartej generacji czy właśnie lumberseksualizm. Już metroseksualizm był głupim pojęciem i jakoś niespecjalnie do mnie przemawiał, ale drwaloseksualność to absolutnie zabawna historia. Zwłaszcza jeśli chcemy w ten sposób jakoś opisać czy zdefiniować współczesną męskość.

Żeby lumberseksualizm był jakąkolwiek definicją współczesnej męskości, musiałby nią być metroseksualizm, a ten nigdy nią nie był i nigdy nią nie będzie. Bo widzicie, definicja męskości jest dla mnie całkiem jasna i niezmienna od wielu lat. Może dlatego, że tak jak wartością człowieka nigdy dla mnie nie były przedmioty, którymi się otacza, szaty w które się ubiera, tylko wartości, które wyznaje i poglądy, które wypowiada, tak dbanie o siebie, ubieranie się w jakiś sposób, czy posiadanie rzeczy nie jest w stanie zdefiniować w żaden sposób męskości. Męskim albo się jest, albo nie. Można się tego nauczyć, można męskim się stać, ale nie można w żaden sposób tego kupić.

Zresztą, sam metroseksualizm nigdy nie był czymś pożądanym, zwłaszcza u kobiet. Żadna kobieta nie marzy o metroseksualnym chłopaczku, bo oni fajni są tylko w wieku dziewczęcym. Prawdziwe kobiety chcą prawdziwych mężczyzn i to nigdy się nie zmieniło. Widok umięśnionego ogrodnika, przycinającego trawnik przed domem pobudza wyobraźnie współczesnych kobiet tak samo jak ich babć. Atrakcyjność dobrze zbudowanego drwala też nie jest niczym nowym.

Jedyną nowością w metroseksualizmie był fakt większego przykładania wagi do wyglądu i dbania o siebie, co zresztą nigdy specjalnie nie kłóciło się z ideą bycia męskim, jedynie ci, którzy męskość źle rozumieli mogliby wątpić w to, że prawdziwy facet powinien o siebie dbać. Każda kobieta wybierze zadbanego gościa, nad nie-ważne-jak-bardzo-męskiego brudasa i flejtucha. Skończyły się czasy, że wystarczała kąpiel raz w tygodniu i strzyżenie raz na pół roku. Dziś nie wystarcza też codzienny prysznic i stosowanie dezodorantu, choć niewątpliwie, dla niektórych wystarcza. Te czasy skończyły się nie dlatego, że nagle zmieniła się definicja męskości, tylko dlatego, że nagle mężczyźni też mają się czym smarować, mają się czym psikać i mają gdzie chodzić, żeby zadbać o swoje stopy. A i fryzjer przestał gryźć i można chodzić częściej.

Prawdziwy mężczyzna i prawdziwa męskość zawsze były tym samym. Prawdziwy facet musi umieć podejmować decyzje, musi potrafić być stanowczy kiedy trzeba. A kiedy trzeba, musi być delikatny i opiekuńczy. Musi umieć słuchać kobiety oraz musi wiedzieć, kiedy jej nie słuchać i podjąć decyzję za nią. Empatia to cecha prawdziwego człowieka, nie tylko metroseksualnego mężczyzny. Tak jak prawdziwa, idealna kobieta (dama w salonie, gospodyni w kuchni i dziwka w łóżku), zawsze była taka sama, tak prawdziwy mężczyzna też zawsze był taki sam (powiedzenie o mężczyznach wymyślcie sobie sami).

Drwal nigdy nie przestał podniecać, broda nigdy nie była passe, włosy na klacie też nigdy nie straciły na atrakcyjności. Metroseksualni chłopcy nie przestali się podobać kobietom, bo tak naprawdę nigdy nie zaczęli. Jedyne co się na przestrzeni ostatniego wieku zmieniło to fakt, że w końcu można o swoją brodę zadbać.

Oczywiście pod warunkiem, że potrafimy sobie taką wyhodować.

photo credit: jonhildy via photopin cc