Na początku jesteś sam. Zawsze, ze wszystkim. Jest pomysł, problem, sprawa, zawsze jesteś ty i nikt więcej. Od tej chwili może zdarzyć się wszystko i nic. Możesz zacząć coś robić, albo nie robić nic. Pierwszy krok należy zawsze do ciebie samego.
Gdybyście którejkolwiek z moich polonistek kiedyś powiedzieli, że ktoś nazwie kiedyś moje teksty świetnymi, albo że mam talent do pisania, to nie zważając na dobre wychowanie i powagę urzędu nauczyciela, zwyczajnie by was wyśmiały. Każda jedna parsknęłaby mokro przed siebie, opluwając przy tym swoje vis-à-vis. Jeśli dobrze pamiętam, to nigdy nie miałem z polskiego oceny wyższej niż dostateczny.
Kiedyś też nie bawiło mnie ani pisanie ani czytanie. No, może pisanie jednak odrobinkę, biorąc pod uwagę fakt, że z przyjaciółmi pisaliśmy własne kawałki hiphopowe, ale tak na dobrą sprawę nigdy nie zdradzałem oznak, że mógłbym jakkolwiek się interesować tworzeniem tekstów. Powiem więcej, gdzieś mniej-więcej do końca gimnazjum byłem kompletnym ignorantem jeśli chodzi o czytanie, czego skutkiem było między innymi nieprzeczytanie absolutnie żadnej lektury aż do końca liceum. Potem wprawdzie zacząłem nadrabiać sporo braków, ale fakt pozostaje faktem. To powód raczej do wstydu, ale tak było. I nagle, ni stąd ni zowąd, studiując na polibudzie sobie wymyśliłem, że napiszę książkę. Bo taki mam kaprys.
Jak się domyślacie, po latach zaniedbań pierwsze przymiarki nie wypadły zbyt pomyślnie, chociaż powiem szczerze, że mam spory sentyment. Wyszło mi opowiadanie na dwadzieścia stron tekstu i choć ciężko o nim powiedzieć cokolwiek więcej dobrego niż to, że jest, to jestem z niego ogromnie zadowolony. Pierwsze recenzje wtajemniczonych w mój plan przyjaciół były niezbyt pochlebne i postanowiłem najpierw poćwiczyć pisanie a dopiero później zabierać się za tak duże projekty jak książka (jeszcze nie daj boże z fabułą i wartką akcją!). Za kilka lat wystawię swoje pierwsze opowiadanie na jakąś dobroczynną aukcję i zarobie miliony dla potrzebujących. A tymczasem zamiast książką, zająłem się szlifowaniem umiejętności na blogu.
Nie piszę tego po to, by się chwalić ani tym bardziej żalić. Chcę wam pokazać, jak bardzo szanse są przeciwko mnie. Jak bardzo to do mnie nie pasuje i jak bardzo to mi się nie uda. I jak bardzo ten brak szans mam w dupie. Naprawdę głęboko wierzę w to, że sukces zależy od determinacji. Od tego pierwszego momentu, w którym jesteś sam ze swoim pomysłem czy problemem. To właśnie wtedy albo uwierzysz, że jesteś w stanie to zrobić, albo dasz sobie spokój i zrezygnujesz z marzeń. I to wszystko zależy tylko od ciebie.
Bo na początku i tak nikt nie będzie w ciebie wierzył. Jasne, będziesz miał wsparcie rodziny i przyjaciół, ale nie oszukujmy się, tych co wrócą do domu i powiedzą jemu na pewno się uda będzie co najwyżej kilku i to jak będziesz miał szczęście. Żebyście widzieli miny moich znajomych, gdy mówiłem, że postanowiłem zająć się blogowaniem na poważnie. Moi znajomi to naprawdę wspaniali ludzie, ale nawet oni podchodzili do mojego pomysłu z powątpiewaniem. A ja się uparłem, kupiłem książkę Tomka Tomczyka i zacząłem pisać. I tak pisałem i pisałem a po dwóch latach od kupna książki zostałem przez jej autora nazwany nadzieją blogosfery.
Nie chce się tutaj wymądrzać, bo tak naprawdę jeszcze nic nie osiągnąłem, ale jestem pewien drogi, którą obrałem i po prostu wiem, że potrafię to zrobić. I jak sobie przypomnę siebie samego sprzed dwóch lat, a nawet sprzed czterech czy ośmiu, to wiem co mnie od zawsze blokowało. Inni ludzie. Ale na szczęście potrafiłem sobie uświadomić, że większość będzie przeciwko tobie, nawet nie z jakichś negatywnych pobudek, ot po prostu nie uwierzą, że potrafisz.
Dlatego nie słuchaj innych, nie wierzących w obraną przez ciebie drogę. Na początku i tak będziesz sam. Prawda jest taka, że tylko ty wiesz, co potrafisz.
I tylko ty jesteś w stanie to zrobić.