Przegrane bitwy i wojny

Zawsze do niego pisała, jak była pijana i samotna. Był już poranek, na horyzoncie zaczynało świtać, ale nie minęło 15 minut jak znalazł się pod jej mieszkaniem, służąc ramieniem, tylko po to by ona poszła po chwili samotnie spać. Był jak piesek, któremu wystarczyło rzucić kość na dowód miłości i choć rzucano mu same ości, ten z radością merdał ogonem.

Poznali się zupełnie przypadkiem, na przedostatnim terminie egzaminu z matematyki. On był spadochroniarzem, powtarzał rok, ona dopiero zaczynała studia. Ten sam kierunek, choć różne grupy, przez co wcześniej się nie widywali. Zaczęło się zupełnie niewinnie, profesor posadził ich koło siebie w trakcie pisania a oni skrzętnie z tego skorzystali, pomagając sobie w trakcie. Wychodząc z sali przyjrzał się jej dokładnie. Jak Michael Corleone w Ojcu Chrzestnym, został rażony piorunem. Równie szybko i boleśnie spadł na ziemię.

– Co powiesz na kawę? Chyba należy mi się jakaś nagroda za rozwiązanie ostatniego zadania, co? – zagaił ją od razu po wyjściu z sali. Nigdy nie miał problemów z zagadywaniem do dziewczyn, zawsze uważał, że należy kuć żelazo póki gorące.

– Teraz nie mogę, bo umówiłam się z chłopakiem na bilard, ale następnym razem bardzo chętnie.

Ale się nie poddał. Świadomie zgodził się na wejście do friendzone’y. Nigdy nie bał się wyzwań. Pomagał jej w projektach na zaliczenie, zarywał nocki żeby zrozumieć matmę na tyle, by ją poduczyć na ostatni termin egzaminu. Robił swoje. Pocieszał się, że przecież kropla drąży skałę, że będzie dobrze. Miał prawo tak myśleć. Nie minęły dwa miesiące jak jej długoletni związek się rozpadł. Była zdruzgotana, nie wiedziała co ze sobą zrobić. On, choć oczywiście jej szczerze współczuł, był w siódmym niebie. Zabierał ją więc w miejsca. Wiecie, w takie, do których młode dziewczyny chcą a często wręcz muszą chodzić. Modne kluby, kawiarnie i restauracje. Wiedział, że ona kocha bywać, więc bywali. Wiedział jak sprawić by się uśmiechnęła, wiedział, że jeśli pizza to tylko z jednej knajpy i wiedział, że bez muzyki nie ma szansy się nawet obudzić. Nie pozwolił jej się zamartwiać rozstaniem.

Ciężko powiedzieć, czy coś wisiało w powietrzu od samego początku, czy może zawinił alkohol, którego niepoliczalne ilości wypili tej nocy, albo jego dłonie zaciskające się na jej pośladkach w kolejnym, niemal erotycznym tańcu, ale w końcu wylądowali w łóżku. Zdarła gardło całonocnymi krzykami a w zamian rozorała jego plecy paznokciami. Oboje zasnęli zaspokojeni i zadowoleni, choć z zupełnie różnych powodów. Dla niego był to kolejny kamień milowy, krok do przodu, cholera, nawet początek związku. Dla niej, była to niezwykła ulga, ujście tych wszystkich negatywnych emocji, które w niej narosły od rozstania. Wszystko z niej uszło razem z trzecim orgazmem, po którym zasnęła. Dopiero rano zorientował się, że coś tu jednak nie poszło po jego myśli.

Ich relacja ciągnęła się jak ser we włoskim spaghetti. On dalej zarywał noce by jej pomagać, dalej zabierał ją we wszystkie miejsca, od czasu do czasu w nagrodę dostając dostęp do jej łona. Gdy wieczorami czuła się samotna, często do niego dzwoniła a on zjawiał się i był jej pluszakiem do przytulenia. Kiedyś, zdając już sobie sprawę z sytuacji wybrał się nawet na imprezę bez niej. Bez problemu poderwał jedną z klubowiczek, trafił już nawet do jej mieszkania i byli o krok od skonsumowania znajomości. I wtedy zajrzał do swojego smartfona i ujrzał wiadomość od niej. Zawsze do niego pisała, jak była pijana i samotna. Był już poranek, na horyzoncie zaczynało świtać, ale nie minęło 15 minut jak znalazł się pod jej mieszkaniem, służąc ramieniem, tylko po to by ona poszła po chwili samotnie spać. Był jak piesek, któremu wystarczyło rzucić kość na dowód miłości i choć rzucano mu same ości, ten z radością merdał ogonem.

Był jednak jeden moment, jedna chwila, która przelała czarę goryczy. Tego wieczoru uczył się kolejny dzień do późna i nie miał zbyt wiele czasu dla niej. Nie widzieli się ponad tydzień, wysyłał jej jedynie smsy. On coś przeczuwał, bo kontakt osłabił się w ostatnim okresie, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Ona tego wieczoru napisała mu, że wybiera się do klubu i że pewnie znów ubzdryngoli się do nieprzytomności.

– Baw się dobrze, skarbie. – Zawsze się tak do niej zwracał, choć formalnie nie byli parą.

– Wierz mi, będę, miśku. – Jej też ta odrobina czułości nie przeszkadzała.

– I pamiętaj, żeby koniecznie napisać do mnie, jak już będziesz pijana. Uwielbiam twoje smsy po pijaku. Może dowiem się czegoś nowego o tobie?

– To, że raz ci napisałam o tym, że lubię robić mojemu facetowi loda, nie znaczy, że będę się zwierzała za każdym razem. Poza tym, mam już komu pisać smsy po pijaku. – Zacisnął zęby, czytając ostatnie słowa tego smsa.

Przeczytał go jeszcze raz.

mam już komu pisać smsy po pijaku

I jeszcze raz.

mam już komu pisać smsy po pijaku

Zamknął oczy. Położył się na plecach. Najpierw poczuł jej dotyk w kącie oka. To nie było obce uczucie, choć nieco już zapomniane. Jej dotyk w tym miejscu przywodził zawsze na myśl wiele wspomnień, jednak w tamtym momencie liczyło się tylko to jedno. Stopniowo czuł ją coraz niżej. Schodziła powoli po skroni, jak gdyby przeciągając specjalnie, by po kilku chwilach musnąć płatek ucha. To z kolei było niecodzienne uczucie. Zdarzało mu się wcześniej czuć w wielu miejscach, na policzkach, w kącie ust, na wargach, na nosie czy nawet na brodzie, ale płatki uszu zawsze jakimś sposobem omijała. Tym razem tego nie zrobiła. Została tam chwilę, jakby chciała usilnie zaznaczyć swoją obecność, po czym spadła na łóżko, w tej bezkresnej ciszy wydając głośny odgłos kapnięcia.

Kolejna łza zbierała już się w kącie oka.

***

Nie jesteś w stanie wygrać wszystkich bitew. Nie jesteś w stanie wygrać nawet wszystkich wojen. Przegrasz wiele razy. I będą to bardzo bolesne przegrane. Twoje wartości zostaną zakwestionowane, twoja wytrzymałość sprawdzona a wszystko co powiesz zostanie użyte przeciwko tobie. Życie lubi toczyć się w sobie tylko znanym kierunku i pomimo wiary w to, że twoje życie zależy tylko od ciebie, nie możesz nic z tym zrobić. To, że wiele razy przegrasz jest nieuniknione.

Ale tylko do ciebie zależy, jak szybko i w jakim stylu znów wstaniesz. Bo przecież musisz wstać. Kolejne bitwy wciąż czekają. Jutro też jest dzień i dzisiejsza przegrana bitwa, czy nawet wojna nie będą miały żadnego znaczenia, jeśli jutro osiągniesz swój cel.

A osiągniesz.

Tylko trzeba wstać i walczyć.