Co byś zrobił, gdybyś wygrał 50 milionów?

Podobno większość loteryjnych milionerów po kilku latach wraca do stanu sprzed wygranej.

Gracie w totka? Mi się zdarza czasem postawić kupon, ale tylko wtedy, gdy potencjalna wygrana przekracza 10 baniek. Za mniejsze kwoty nawet się nie opłaca. Podobno większość loteryjnych milionerów wydaje swoje fortuny w ciągu kilku lat, wracając do dawnego życia. Nie potrafię tego zrozumieć. No dobra, rozumiem jeszcze gdy mówimy o kwocie w okolicach 2 milionów, ale nie wyobrażam sobie zwyczajnie przejeść 10 baniek. Może to dlatego, że nie jaram się samochodami i nie czuję potrzeby mieszkać w pałacu. Każdą większą wygraną, wbrew zasadzie mówiącej by nie dzielić skóry na nieupolowanym niedźwiedziu, mam już pobieżnie rozplanowaną.

Na pewno część kwoty poszła by na fanaberie. Wiecie, jak ktoś ma komputer kupowany w czasach Mafii i to tej pierwszej, to na pewno chciałby sobie poużywać. Na pewno też poszedłbym na niejednego dobrego burgera i kupiłbym sobie niejedną dobrą książkę. Konsumpcja nie jest niczym złym jeśli jest robiona z umiarem. Nie odmówiłbym sobie też podróży, zwłaszcza do ciepłych krajów, bo ta nasza wiosna jakoś nie może się zebrać. Nic nie robi tak dobrze na samopoczucie jak leżakowanie na plaży.

Część kwoty poszłaby na mieszkanie (ewentualnie domek, w zależności od wygranej sumy). Co by nie mówić, to dobrze jest mieć jakąś swoją przystań, do której zawsze można zawinąć. To zawsze daje jakieś takie podstawowe poczucie bezpieczeństwa i takiej świadomości, że w najgorszym wypadku, zawsze ma się dach nad głową.

Pewną część wygranej oddałbym rodzinie, tej najbliższej. Moi rodzice wychodzą z założenia, że wygranie takich pieniędzy to raczej kłopot niż radość i na pewno woleliby sami sobie zapracować na swoje własne życie, ale jestem pewien, że nie odmówiliby gdybym dorzucił im się do remontu albo zafundował wakacje we Włoszech. Natomiast młodsi bracia na pewno mają nieograniczone potrzeby finansowe i z radością przyjmą każdą zapomogę.

Byłaby też mała część kwoty odłożona na jakieś konto jako środki na czarną godzinę. Natomiast cała reszta pieniędzy pracowałaby jako inwestycje. I nie pakowałbym wszystkiego w jeden super-biznes, tylko porozrzucał to na wiele mniejszych. A to trochę na jakieś lokaty, a to część w nieruchomości, zainwestowałbym w bloga, może przeznaczyłbym pewną pulę na giełdę. Nie znam się co prawda na tym, ale też nie zachowywałbym się jak kretyn ładując wszystko w jakieś niepewne interesy. Nie jestem pazerny.

Umiem matematykę na tyle by wiedzieć, że większą szansę mam na zarobienie własnoręcznie takich pieniędzy, ale mimo to lubię sobie czasem pomarzyć, że moim jedynym finansowym kłopotem jest z którego konta sfinansować dwutygodniową wycieczkę do Barcelony. Wiem też, że kiedyś do tego dojdę własnymi siłami i nie nastawiam się, że życie coś mi podaruje, ale z drugiej strony, kto nie gra, ten nigdy nie wygra, prawda?

A Wy, macie już plan co zrobić z wygraną?

photo credit: Tracy O via photopin cc

P.S. Założyłem sobie konto na ask.fm, możecie mi tam zadawać nurtujące was pytania na dowolny temat. Kliknij tutaj i zapytaj, chętnie powiem ci jak masz żyć.