Co mnie obchodzi, czy Ciechan zyska czy straci na bojkocie?
Najpierw miałem o bojkocie Ciechana napisać. Moim prywatnym bojkocie, gdy te publiczne jeszcze nie wybuchły. Chwilę później stwierdziłem, że dam sobie spokój i pominę ten temat. Dzisiaj znów stwierdziłem, że jednak napiszę, bo sporo ludzi nie rozumie w czym tkwi sedno i sens bojkotu. Mój tekst jest po trochu odpowiedzią na wpis Jana z bloga StayFly, choć konkretnie do jego wpisu odniosłem się już w jego komentarzach.
Rozbawiły mnie twierdzenia ludzi, że bojkotowanie Ciechana nie ma sensu, bo tak naprawdę robi się mu reklamę i jego sprzedaż tak naprawdę wzrośnie. Wylewanie już kupionego piwa też jest według nich bez sensu, bo przecież już kupiono i właścicielowi już bez różnicy co z nim zrobisz. Nie wiem jakimi przesłankami kieruje się większość bojkotujących ludzi, zapewne jest to klasyczne zachowanie stadne, niemniej, krytykujący sam bojkot nie do końca chyba rozumieją prawdziwy sens takiej akcji – a przynajmniej sens w który ja wierzę.
Bo widzicie, w bojkocie wcale nie chodzi o właściciela browaru. Rzecz nie leży w tym, żeby jegomość stracił pieniądze, jego zakład upadł a on sam połamał się schodząc ze schodów. Złorzeczenie nie leży w mojej naturze i tak szczerze mówiąc, to od czasu wypowiedzenia tamtych słów mam tego pana głęboko w dupie. Nie zamierzam kupować jego piwa nie po to, by mu dopieprzyć, tylko dlatego, że nie chcę wspierać osób o takich poglądach. To nie ma konkretnie z nim nic wspólnego, poza tym, że to jego piwo i jego poglądy. W moim bojkocie chodzi o mnie i moje podejście do sprawy. Ja osobiście czułbym się źle wspierając takie osoby. I właśnie po to, by żyć w zgodzie z samym sobą zamierzam nigdy więcej nie kupić tego piwa.
Nie jestem głupi ani naiwny i wiem, że mój bojkot nie wpłynie w żaden sposób na wynik finansowy, czy jakikolwiek inny pana prezesa, ale nie jest to moim celem. Nie chodzi o to, by każde zakupy symbolizowały opowiedzenie się za jakąś ideą, ale jeśli ja osobiście mogę zrobić coś, albo czegoś nie zrobić, zgodnie ze swoim sumieniem to tak właśnie powinienem czynić. Szczerość z samym sobą to najlepsze co można dla siebie zrobić. Zdaję sobie sprawę, że pan prezes zdania nie zmieni pod wpływem mojego bojkotu, ale będę spał spokojniej z myślą, że to nie dzięki moim pieniądzom on może takie głupoty wypisywać w internecie.
I właśnie ta świadomość jest warta całego zachodu. Dla siebie, nie dla innych.