Zastanawiający jest opór władz światowej piłki nożnej przed wprowadzeniem nowych technologii do piłki. Czyżby komuś zależało na takich wpadkach?
Najświeższa sprawa to nasze rodzime podwórko. Ja wiem, że piłkarski poker u nas ciągle żywy i gdybym nie oglądał futbolu spoza kraju to powiedziałbym, że sędziowanie to u nas dno.
Gdyby ktoś nie wiedział, ten najbardziej po prawej to sędzia bramkowy, ten kopiący piłkę to zawodnik Legii a ten pan przy bramce, to bramkarz Wisły. Sędzia bramkowy nie stwierdził w tej sytuacji by piłka przekroczyła linie końcową, a za moment wpadła bramka właśnie dla Legii. Seems legit.
Niestety (albo na szczęście) nie tylko u nas sędziowanie to dno. Niemal we wszystkich ćwierćfinałowych meczach Ligi Mistrzów sędziowie zaliczyli spore wtopy a mówimy tu o zaledwie jednym szczeblu rozgrywek. W zeszłym sezonie też nie brakowało wpadek przesądzających o naprawdę ważnych spotkaniach a co gorsza – o bardzo dużych pieniądzach.
Skąd zatem tak duży opór przed wprowadzeniem powtórek, czy czujników do współczesnego futbolu? W obecnych czasach puszczenie i obejrzenie powtórki jednej akcji zajmuje nie więcej niż kilkanaście sekund – tyle ile zwykle i tak trwają protesty. Wystarczy posadzić sędziego asystenta przy monitorze a obok niego jednego operatora sprzętu, by wykonywał polecenia asystenta. A już chip w piłce na pewno nie spowolni rozgrywki a cudownie rozwiąże problem piłki przekraczającej linie końcowe boiska.
Dochodzę do wniosku, że komuś naprawdę musi zależeć na tym, by było tak jak jest. Ktoś więc musi na tym korzystać. Ciekawe tylko kto?