Obecny papież to najlepsze co mogło się przytrafić całemu Kościołowi i Chrześcijanom w ogóle. Chapeau bas dla tych, którzy go wybrali.
Nie wiem czy jestem wierzący. Na pewno nie jestem praktykujący, ale dopuszczam w sobie myśl, że gdzieś tam jest jakiś gość, który to kiedyś stworzył i może nawet czasem dogląda świata.
Jestem ochrzczony, ale wydaje mi się, że czynnikiem o tym decydującym nie była sama wiara, lecz tradycja. Tak czy inaczej, nie ma to najmniejszego znaczenia. Nie mam problemu z wiarą katolicką jako taką. Nie miałbym też problemu z życiem zgodnie z dekalogiem, który uważam za niemal naturalny zbiór zasad moralnych, których każdy powinien przestrzegać, żebyśmy mogli wspólnie, jako społeczeństwo przebywać obok siebie.
To z czym mam problem, to cała otoczka. Rozumiem, że ksiądz musi dotrzeć nawet do najprostszych spośród owieczek i dlatego jego przekaz powinien być dosłowny i jednoznaczny dla tych wiernych. Ale nie rozumiem, dlaczego w ten sam sposób traktuje się pozostałych. Rozumiem, że ksiądz musi stać na stanowisku, że życie jest największą świętością, ale nie rozumiem, dlaczego taki ksiądz potępia tych, którzy dokonali aborcji. Rozumiem, dlaczego ksiądz nie może popierać zabiegów in vitro, ale nie rozumiem dlaczego potępia dzieci narodzone w ten sposób.
Bo widzicie, mi to przypomina sytuację dziecka, które zapłakane przychodzi do rodzica z jakimś problemem. Wyobraźmy sobie córkę, która przychodzi do matki z płaczem, bo rzucił ją chłopak. I ta matka, zamiast tę córkę pocieszyć, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, to mówi widzisz, masz na co zasłużyłaś. Nie jestem rodzicem i nie mam na tym polu żadnych doświadczeń, ale nie wydaje mi się, żeby to był dobry model rodzicielstwa.
Ale oto przychodzi papież Franciszek. I co mówi? Franciszek pyta: kimże jestem, żeby osądzać kogoś, kto jest gejem. Mówi też o ubóstwie potrzebny Kościołowi. O tym, że ważniejsze są wyznawane wartości i życie według przykazań niż orientacja seksualna. O tym, że popełnianie grzechów nie jest wystarczającym powodem do potępienia, zwłaszcza, jeśli ktoś swych czynów szczerze żałuje.
Bardzo źle wspominam lekcje religii w podstawówce. To było już dawno temu, ale zajęcia z katechetką były na pewno stresującym przeżyciem, skoro nadal tak je odczuwam. Miałem też przez moment zajęcia z księdzem, ale ten nie radził sobie z nami i lekcje były bezowocne. Jedyną prawdziwą lekcję religii miałem w gimnazjum. Katecheta, zresztą mój wychowawca, był jedyną osobą w trakcie mojej edukacji, której nauczanie o religii nie ograniczało się do zapamiętywania regułek, modlitw czy mówienia o tym co dobre a co złe. Prowokował nas do dyskusji, rozmawiał, tłumaczył. To była fajne zajęcia. W liceum wszystko wróciło do normy i znów był jakieś dziwne zajęcia, na których wolałem grać w kółko i krzyżyk.
I dlatego Kościół mnie odrzucił. Nie było tam dla mnie miejsca. Nawet gdybym rozważał powrót, to zawsze wyskakiwał ktoś, przez kogo automatycznie przekreślałem tę instytucję. Bo jeśli ktoś mówi mi o szatanie w Harrym Potterze, jeśli ktoś demonizuje Hello Kitty czy inne kucyki Pony, ale mówi mi, że gry komputerowe to diabelskie metody na przejęcie kontroli nade mną, to ja z kimś takim nie mam o czym rozmawiać. I można mówić, że to przypadki, że to jeden czy dwóch wariatów, ale przecież nie ma żadnych reakcji pozostałej części Kościoła. Nie ma reakcji zwierzchników. A jak nie ma reakcji, to znaczy, że jest przyzwolenie.
Zresztą, to są błahe sprawy, bo z nich możemy się pośmiać. Ale już taki Ojciec Dyrektor błahą sprawą nie jest, bo to co się mówi i wyprawia na antenie jego mediów, to nawet obok Katolickiej wiary nie stało.
Ale na Kościół według papieża Franciszka byłbym się w stanie zapisać. Księża się strasznie boją tego co on mówi, ale wydaje mi się, że trafia do wiernych. Bo przecież ta wiara, sama w sobie nie jest zła. W biblii nie pisano nic o Potterze. Dziwi zatem ten rozdźwięk między Kościołem a tym, co powinno być dla niego najważniejsze. Bo najważniejsze nie są książki, gry czy seks, z kimkolwiek by on nie był. Według Franciszka najważniejsza jest miłość, a ja z takim poglądem nie tylko nie zamierzam dyskutować, ale nawet jestem w stanie się zgodzić.
Źródło grafiki: 1