Dzień w którym zapach kwiatu bzu wypełnia nozdrza. Wiosna, ach to ty!
Było ciepłe, marcowe przedpołudnie. Pierwsze krokusy zdążyły już wyścielić ogródek a ptaki obsiadły okoliczne drzewa, świergoląc wesoło. Praca, którą winien byłem wykonywać, ślimaczyła mi się niemiłosiernie a sennie płynące godziny nie chciały przyśpieszyć ani o ciut. Zupełnie nic nie zapowiadało nadchodzących wydarzeń.
Wtem, rozległo się głośne pukanie do drzwi. Podszedłem, otwieram, patrzę, a tam nikt inny tylko sam Lord Somersby. Dziarsko się ukłonił, zakręcił wąsa w palcach, po czym tak do mnie rzekł:
– Drogi Lordzie Somersby – przerwałem mu niegrzecznie. – Niechże Lord sobie daruje te ozdobniki. Ja wiem, że obaj lubimy kwiecistą mowę, obaj też cenimy drobne uprzejmości, ale miejże, Lordzie, litość! Obaj przecież znamy powód twej wizyty. Wieść o ruchach twej Świty niesie się po świecie i zdążyła już do mnie przywędrować. Nie znamy się jeszcze osobiście, ale niech Lord się nie krępuje, niech przejdzie do rzeczy, nasz czas jest cenniejszy niż konwenanse, etykieta i protokół.
– Haha! – zaśmiał się donośnym barytonem Lord. – Drogi Bartoszu, nie spodziewałem się po tobie niczego innego jak wnikliwej obserwacji, ale tym razem zaskoczyłeś nawet mnie. Musisz mi więc wybaczyć moje chwilowe zakłopotanie, ach, Bartoszu, miałem nosa przyjeżdżając do ciebie, jestem pewien, że będziesz w stanie mi pomóc.
– Mówże, Lordzie, jak mogę ci pomóc, w czym jest rzecz? Ratowaniem świata param się nie od dziś, nie miej więc oporów przed wyjawieniem mi swych trosk.
– Bo widzisz, Bartoszu, sprawa ma się tak, że potrzeba nam twojej opinii. Wiadome jest, wszem i wobec, żeś poważany i uczciwy człek, przychodzę więc w imieniu swoim i Świty, byś zawyrokował w istotnej dla nas sprawie. Skończ waść pracę, wróć na włości a wtedy poślij po mnie. Zjawię się czym prędzej i przestawię swoją prośbę, tak już oficjalnie i poprawnie, choć pewnie sam już wiesz w czym tkwi szkopuł. Rady twej nieźmierniem ciekaw. Naturalnie, za usługi twe czeka cie sowite wynagrodzenie, zechciej się tylko zgodzić i wyświadczyć nam przysługę.
– Lordzie drogi, oczekuj więc posłańca.
Do końca zmiany praca miłą mi była. Nieliche emocje jakie wzbudziło we mnie spotkanie z samym Lordem Somersby sprawiły, że minuty stały się sekundami a godziny minutami. Ani się obejrzałem a już siedziałem w swoim dyliżansie i pędziłem na złamanie karku. Nie co dzień się bowiem zdarza, by wizytę mi składały tak zacne osobistości. Nie minęły trzy kwadranse od opuszczenia firmowego lokum a znów rozległo się stukanie do drzwi, tym razem już w moich włościach. Zaprosiłem Lorda do siebie, rozsiedliśmy się wygodnie w fotelach.
– Utrafiłeś w samo sedno, Bartoszu. Jestem pewien, że okażesz się niezwykle pomocny w naszej sprawie, musisz bowiem wiedzieć, że frasunek mamy spory. Otóż stworzyliśmy pewien wywar i trapi nas zgryzota, czy dobry on jest dość na gardła krajan naszych? Wiecie, Bartoszu, z nas słabi recenzenci, nam to się na pewno spodoba, samiśmy przecież to uwarzyli. Do prawdy jednak dotrzeć możemy jedynie dzięki łaskawości twojej. Uracz nas proszę swym werdyktem, warte to to cokolwiek, czy winniśmy wrócić do warzelni? – To mówiąc skinął na jedną z osób ze swojej świty i już po chwili miałem w ręce trunek.
Pokój wypełnił się zapachem bzu. Wziąłem haust, potem drugi. W powietrzu dało się wyczuć delikatne napięcie. Lord oczekiwał z lekkim niepokojem aż się odezwę.
Lord uśmiechnął się przebiegle, kręcąc w palcach wąsa.
I tak właśnie poznałem Somersby Elderflower Lime. I było to spotkanie, które będę jeszcze bardzo długo i miło wspominał.