Moi rodzice powinni gnić w więzieniu

Gdzie jest granica między troską państwa o obywateli i ich dzieci, a kurewstwem urzędników?

Kiedyś, jak jeszcze byłem małym i młodym berbeciem a Justina Biebera nie było nawet w planach moja matka wyszła ze mną na spacer. Z racji moich króciutkich kończyn oraz nienabytej jeszcze, trudnej techniki, jaką było poruszanie nogami przy jednoczesnym trwaniu w pozycji pionowej, podróżowałem w wózeczku. Mimo braków w umiejętnościach i trudnej pozycji, byłem bowiem opatulony kocykami, nie przeszkodziło to mojej wrodzonej ciekawości. Mój wewnętrzny Magellan postanowił przetrzeć nowe szlaki i udać się na podbój nieodkrytych jeszcze ziem.

Prawa fizyki są jednak nieubłagane, więc wypadłem z wózka. Szczęście było jednak po mojej stronie i zupełnie nic mi się nie stało. Co ciekawe, moja matka miast prowadzić wózek przed sobą, ciągnęła go za sobą, czytając zapewne jakieś notatki czy książki, urodziła mnie bowiem na studiach. Spowodowało to, że dopiero po chwili zorientowała się, że wózek jakby lżejszy. Podobno gdy do mnie podeszła, to wesoło sobie gaworzyłem patrząc w niebo, nie robiąc sobie nic z tej przygody, najwyraźniej będąc zadowolonym z dokonanego przeze mnie odkrycia.

Innym razem mój nos chciał koniecznie wypróbować prawa fizyki. Historia miała miejsce w pokoju w akademiku, przy obecności dwojga moich rodziców. Musiałem być niebywale szybkim i zwinnym skubańcem, bo dwoje dorosłych (podobno) ludzi nie zdołało mnie upilnować i z wersalki czy też innego łóżka spadłem na podłogę prosto na nos. Znów szczęście było po mojej stronie, bo nos ów, służy mi do dziś w niezmienionej formie.

Zapytacie, po co ja to piszę? Jestem pewien, że i wy macie dziesiątki takich historii. I waszym rodzicom zdarzyło się was nie upilnować, takie z was były urwipołcie. A jak już posiadacie takie małe szkraby, to na pewno też i wam takie wpadki rodzicielskie się zdarzyły. A jeśli nie, to spokojnie, na pewno się zdarzą. Wszystko przed wami. Tylko, że przyszli rodzice mają coraz trudniej.

Gdyby moje historie przydarzyłyby się dziś i któryś z nieprzychylnych uprzejmie by doniósł, to jestem pewien, że moi rodzice gnili by w więzieniu. Nie dlatego, że byli jakimiś zwyrodnialcami, w żadnym wypadku, ale dlatego, że nie da się nad kimś czuwać 24h na dobę. No nie da się i już. Nawet jak zatrudnicie sobie służbę, zamontujecie kamery i przewidzicie wszelkie możliwe sytuacje, to spryt dzieciaka i tak was zaskoczy, służąca na moment spuści go z oka, a wy zwyczajnie przyśniecie po kolejnej nieprzespanej nocy. I w każdej z tych chwil może wydarzyć się coś, czego nie jesteście w stanie przewidzieć.

Dziwią mnie więc takie sprawy jak ta, opisywana dziś tutaj. Nie można się dziwić matce, że zostawiła na moment dwójkę dzieci (jedno pięć lat, drugie miało roczek), by wyskoczyć po coś do sklepu. Ciężko sobie wyobrażać jakieś wielkie tragedie mogące wydarzyć się w ciągu pięciu czy dziesięciu minut. Jasne, można mówić, że matka powinna być zapobiegawcza i zrobić zakupy wcześniej, czy poczekać na ojca jak wróci i takie tam. Ale życia nie da się przewidzieć, czasami potrzeba coś kupić już, teraz, w tej chwili. I co wtedy? Ojca nie ma, sąsiadów nie ma albo nie mamy do nich zaufania i co, dwójka dzieci pod pachę tylko dlatego, że trzeba jedną drobną rzecz kupić w kiosku pod blokiem? Sorry, ale nie kupuję tego.

A jednak, matka wylądowała w areszcie i grozi jej 5 lat więzienia. Tak więc, nie dość, że stała się tragedia, i choć dziecko przeżyło, matka na pewno sobie tego nie wybaczy, to dodatkowo pokarane będzie pięcioletnie dziecko, które zupełnie tego wszystkiego nie rozumie, a któremu zabierze się matkę. Ba, już się zabrało, w końcu wobec matki zastosowano areszt. Nasze państwo więc nie dość, że nie pomaga, to jeszcze dodatkowo przeszkadza i gnębi. Well done.

Nie nawołuję nikogo do tego, by puszczać takie sprawy bez jakiegokolwiek śledztwa, ale da się to zrobić przecież po ludzku, wypytać sąsiadów, drugie dziecko, męża. Zapytać w szkole. A dopiero potem, jak będą jakieś niepokojące głosy to zaciągać cały aparat państwowy, z policją i sądami na czele. Nie wierzę że lepiej dać bata stu niewinnym, niż jednemu winę puścić płazem. Bo może się później okazać, że zniszczymy takim osobom życie. Bo sąsiedzi już będą wiedzieli od teraz swoje, pracodawcy też niezbyt przychylnie będą się patrzeć, bo niby nie wyrok a jednak podejrzana, a w szkole czy przedszkolu inne dzieci będą mówić “patrzcie, to ta co ją matka chciała zabić w kiblu“. A ona tylko wyszła po pieluchy.

photo credit: Thomas Hawk via photopin cc