Dwa kilogramy w dwa miesiące, czyli Mojej Diety Cud ciąg dalszy.
Nie pamiętam już od kiedy zacząłem czynić jakieś kroki, żeby zrzucić zbędne kilogramy. Tak pi razy oko wychodzi mi dwa miesiące, ale mogę się mylić w każdą ze stron, w sumie to nie ma nawet znaczenia. Pamiętam natomiast, że nie chciałem robić żadnych drastycznych kroków i po prostu pomalutku zrzucać sobie wagę. Te dwa kilogramy w dwa miesiące to chyba całkiem pomalutku, choć z drugiej strony w te dwa miesiące odwróciłem tendencję wzrostową mojej wagi i zamieniłem ją na malejącą, więc to i tak dla mnie sporo. Zwłaszcza biorąc pod uwagę moją konsekwencję w działaniu.
Najpierw plan był taki, żeby całkowicie zrezygnować ze słodkich, gazowanych napojów. Później doszło do tego bieganie i ćwiczenia w domu. Co mi się z tego udało?
Rezygnacja z napojów okazała się u mnie połowicznym sukcesem – najpierw nie piłem ich wcale, zastępując je zwykłą wodą, by zaraz potem do nich wrócić i po kolejnym tygodniu znów zrezygnować. Do tego trzeba dorzucić Mistrzostwa Świata, podczas których nie zamierzałem sobie odmawiać zimnego piwka. Nie ograniczałem się także jeśli chodzi o fast foody, burgery i kebaby, ale też nie jem tego aż tak dużo. Jeśli chodzi o ćwiczenia to nie wyszły mi wcale, ale zupełnie nie z powodu motywacyjnych – pompki, brzuszki i inne ćwiczenia okazały się po prostu nudne, a w temperaturach jakie panują w moim mieszkaniu ciężko o przyjemność z ćwiczeń. Zamiast tego jednak więcej biegam – w tym tygodniu codziennie i plan jest taki by to kontynuować.
Muszę przyznać, że bieganie wciąga. Zawsze mi się to wydawało bardzo nudnym zajęciem i nie specjalnie garnąłem się do miejskich przebieżek, ale teraz każdego dnia czekam na moment, w którym w końcu pobiegnę. Nie robię dużych tras – ledwie ponad 4 kilometry, ale biegnę przez cały czas, choć powolutku. Gdyby ktoś z was też zaczynał biegać, to nie przejmujcie się początkowymi niepowodzeniami, czy zadyszkami. Potrzeba kilku prób, żeby znaleźć swoje odpowiednie tempo – ja na początku nie przebiegałem nawet ćwierci wyznaczonej przeze mnie trasy, by już po 4-5 razach przebiec ją całą.
No, ale tak mówię tyle o sobie a przydałoby się, żebyście też coś z tej notki mieli. Mam więc radę dla tych, którzy mają problemy z konsekwencją. Może się komuś wydawać, że mi to bieganie przyszło z łatwością i od tak sobie każdego ranka wstaje i hasam po mieście, ale prawda jest taka, że to codzienna walka z samym sobą. Jestem z natury leniwy i choć teraz biega mi się zupełnie przyjemniej, to tak jak pewnie większość z was, wolałbym poleżeć sobie w ciepłych kapciach i napić się piwka, pograć w jakąś gierkę albo poczytać książkę. To co mi pomaga w tym, żeby jednak wciąż coś robić to wyrobione nawyki.
Przez pierwszy tydzień do biegania i ćwiczenia się zmuszałem, w drugim już tak pół na pół, natomiast później udało mi się już wyrobić pewne nawyki dotyczące na przykład biegania, dzięki czemu jest mi teraz dużo łatwiej, bo już się przyzwyczaiłem. Dlatego jeśli zaczynacie biegać a wiecie, że nie jesteście zbyt konsekwentni, to polecam przymuszenie się na początku i wybranie sobie stałej godziny na ćwiczenia, albo jakiegoś rytuału, dzięki któremu łatwiej wam będzie każdego dnia się zebrać do kupy, albo trudniej będzie wam sobie odpuścić. Dzięki temu będziecie mieli pewność, że nawet po kilku dniach przerwy, które niechybnie wam się kiedyś tam przytrafią, i tak wrócicie na właściwe tory i nie odpuścicie sobie już na początku walki o fajną sylwetkę.