Do niedawna nie byłem świadomy jak wielu ludzi lubi niewolniczą pracę.
Tyle się w sieci naczytałem, o tym jak to pracodawcy są do niczego, że wyzyskują pracowników, że nie płacą tyle ile trzeba, albo że wcale nie płacą i że traktują jak gówno swoich podwładnych, no, w każdym razie sieć jest pełna takich opinii. Ja co prawda nigdy na takich nie trafiałem, ale też nie było ich zbyt wielu więc zakładałem, że mam po prostu szczęście. Ostatnio mój pogląd na ten temat zmienił się całkowicie. Wspominałem na początku grudnia zeszłego roku o tym, jak to pracodawca czekał do ostatniej chwili z powiadomieniem pracowników, że za moment stracą pracę. To było dwa tygodnie przed świętami. Miły prezent pod choinkę, prawda? To był pierwszy znak, że z tym pracodawcą coś jest nie tak, ale jest ciąg dalszy tej historii.
Kolejne znaki nadeszły dość szybko. Okazało się bowiem, że na przerwę w pracy (przypominam – sklep odzieżowy) nie można pójść o dowolnie przez siebie wyznaczonej porze (mówimy o 20 minutach odpoczynku) tylko szefowa z góry wyznaczała Ci godzinę w której możesz odpocząć. Dałoby się to zrozumieć, gdyby to rzeczywiście było konieczne, bo jakaś dostawa czy coś, ale nie. Taki po prostu kaprys. Do tego było jeszcze kilka drobnych smaczków, jak obowiązkowe zebrania ekipy w dni wolne albo po pracy, inwentaryzacje po godzinach czy inne podobne sprawy – nic co by było zabronione, ale summa summarum bardzo irytujące. No ale z takimi pierdółkami da się przecież żyć, ważne że ma się pracę. Do czasu, aż jefe stwierdził, że ginie tyle ciuchów, że pracownicy muszą podpisać odpowiedzialność materialną.
Ludzie kradną. Ludzie kradną na potęgę. Naprawdę, w tych wszystkich sieciówkach w których kupujecie sobie ciuszki, codziennie kręcą się złodzieje. Przychodzą świetnie wyposażeni, bez problemu odklipsowują ciuchy w przebieralniach i wychodzą z pełnymi torbami kradzionych koszulek czy sukienek. I to nie jest jakieś tam moje wyolbrzymianie, miesięczne straty z powodu kradzieży przekraczały 3 000 zł. To teraz liczcie matematycy, macie 3 000 zł do podziału na zwykle sześcioosobową załogę. Po ile musicie zapłacić ze swojej pensji? Tak, 500 zł. A ile zarabiacie? Większość z was najniższą krajową, czyli 1 200 na rękę. No, to teraz przeżyj cały miesiąc za 700 zł. Powodzenia. A niech będzie jakiś rekordowy miesiąc i niech nakradną za 5 000 albo więcej. To wcale nie jest takie nieprawdopodobne, podobnie jak większość sklepów ten nie ma swoich własnych ochroniarzy a bramki często działają jak chcą.
Do tej pory nie potrafię zrozumieć tej logiki – kradną, to ukarzmy tych co zarabiają na naszą firmę, czyli podstawowych pracowników. Ktoś powie, że to rzeczy pozostawione pod opieką pracownika i on za nie odpowiada. No niby tak, ale w praktyce wygląda to tak: masz duży, sieciowy sklep, są was dwie osoby na zmianie, jesteś od obsługi klienta, wykładania towaru, przyjmowania dostaw, ciągłego poprawiania towaru na półkach, obsługi przymierzalni, utrzymania czystości no i oczywiście od ochrony. Trzy wakaty – pracownik, sprzątaczka i ochroniarz a to wszystko za jedyne 1 200zł.
Ale wróćmy do tematu, bo póki co narzekam tylko na pracodawcę. Jasne on jest do dupy. Ale naprawdę do dupy jesteście wy, którzy się zgadzacie na takie warunki. Gdy właścicielka tego sklepu dała załodze do podpisania aneks, czyli odpowiedzialność majątkową pracownika za skradzione rzeczy, to wszyscy psioczyli pod nosem, ale tylko jedna osoba się postawiła. Nie można nikogo zmuszać do podpisania czegokolwiek, musi zaistnieć dobra wola obu stron. Gdyby wszyscy się nie zgodzili to kierowniczka mogłaby co najwyżej nie przedłużać wszystkim umowy. Myślicie, że by wszystkich na raz zwolniła? Musiałaby na gwałt znaleźć całą nową ekipę i całą ekipę przeszkolić od nowa. No albo zamknąć na chwilę sklep. Tymczasem wszyscy prócz jednej osoby aneksy podpisali, zupełnie bezrefleksyjnie podchodząc do sprawy a może nigdy nie zdarzy się tak, że będę miesiąc pracować za darmo. No może się nie zdarzy. Wszyscy na liście Krajowego Rejestru Dłużników też pewnie liczyli, że może się tak nie zdarzy.
Nadmienię tylko, że nie mówię tu o jakiejś pipidówie, że nie ma żadnych alternatyw – mówimy tu o dużym, wojewódzkim miejście, możliwości tutaj jest dość. Osobie, która nie podpisała lojalki zajęło dokładnie 3 dni na znalezienie nowej, lepiej płatnej pracy z dużo lepszymi warunkami. Wystarczyło przez 3 dni być poza strefą komfortu praca do dupy, ale przynajmniej jest. Minęła dopiero chwila, ale z opowieści od tych co zostali i podpisali, bohater tej historii dowiedział się, że szefowa dalej leci w kulki w kolejnych sprawach. Ostatnio na topie jest nie uznam ci tego zwolnienia lekarskiego, ale możesz wziąć sobie na ten czas urlop a potem to odpracujesz. A potulna owieczka się zgadza. Raz się zgodziła, to zgodzi się też drugi raz. I trzeci.
I dlatego właśnie uważam, że w znakomitej większości sami sobie zasłużyliście na niewolniczą pracę zwyczajnie zgadzając się na nią. Nie ma się co dziwić wielkim firmom czy korporacjom. Nie ma się co dziwić zwykłym pracodawcom, w końcu sami jeśli byście mogli, to byście za wszystko płacili jak najmniej. Oni zawsze będą testowali wasze granice i tylko od was zależy, czy się dacie złamać. Ja nie jestem osobą, która jakoś specjalnie unosi się dumą i jestem w stanie zgodzić się naprawdę na wiele ustępstw, ale mam też godność, której nie pozwolę zdeptać. A wy dalej harujcie za darmo, należy wam się. Skoro nic więcej nie chcecie, to nic więcej nie macie.