Wyobrażacie sobie święta bez choinki? Bez wigilijnego karpia? Bez prezentów, albo bez barszczu z uszkami?
Wyobrażacie sobie święta bez choinki? Bez wigilijnego karpia? Bez prezentów, albo bez barszczu z uszkami? Dla wielu z was to pewnie wyznaczniki świąteczności świąt. Tradycja nakazuje, by stół pokrywał biały obrus, by dorzucić tam nieco sianka, by powiesić bombki i koniecznie wiele lampek, które przyprawią epileptyków o atak. Musi być dwanaście potraw, łamanie opłatkiem, pierwsza gwiazdka. Bo jak tego nie będzie, to nie będzie świąt, prawda?
No właśnie nieprawda. Tradycje rodzą się z tego, że ktoś kiedyś zrobił dwanaście potraw i jakoś się przyjęło. Ktoś kiedyś postawił sobie choinkę i tak już zostało. Barszczyk się przyjął, bo wszyscy wokół mówią, że musi być barszcz. No jak musi, to musi. Nie oszukujmy się, Boże Narodzenie już dawno nie jest boże. Już dawno nie chodzi o Jezusa czy religię. Jasne, może część z was jest tak to traktuje, ale w ogólnym odbiorze już od dawna nie to jest istotne.
I tak szczerze mówiąc miałbym to w nosie, bo religia to tak jak penis, całkiem fajna sprawa, jeśli nie obnosi się z nim publicznie (i nie wciska dzieciakom), ale z drugiej strony, zbyt wiele uwagi przywiązujemy do źle rozumianej tradycji. Bo za tą całą otoczką, za tymi obrusami, pierogami, za tym karpiem ubijanym młotkiem jest coś o wiele ważniejszego. Tym czymś są ludzie. Bliscy, którzy nas zdefiniowali, dzięki którym jesteśmy tym, kim jesteśmy. Oni się liczą i tradycją jest spotkanie z nimi.
A cała reszta to tło. Miłe, ale nie niezbędne. Jak ta choinka, której w tym roku nie miałem. I zupełnie mi to nie przeszkadza, bo to co najważniejsze było.
Spotkanie z rodziną i przyjaciółmi. Tradycyjnie.
Photo via Kaboompics.com