Oswajanie jesieni

Robię sobie dobrze, by przeżyć jesień.

Pomimo sprzeciwu całego organizmu, nadeszła nieubłagana jesień, oznajmiając brutalnie pożółkłym liściem wpadającym za kołnierz, że teraz ona tu rządzi. To pierwszy rok, w którym będę próbował oswoić sukę, polubić może nawet. O braku światła i jego na mnie wpływie pisałem już nie raz, nie będę się więc powtarzał, ale powtórzę swoją opinię o jesieni – jesień ssie i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej.

Moi rodzice mają dwa koty. Jeden, kupny, czarny, choć już siwiejący to Dexter. Druga, przygarnięta z balkonu, łaciata, jak stara futbolówka z lat dzieciństwa szaro-żółto-biało-nijaka, zwana Ryśką, Ryszardą Trzecią Wazą. Przygarnięta, choć lepszym określeniem byłoby wpraszająca się. Żyła sobie pod balkonem z pokaźnym gronem małych do czasu pewnej burzy, podczas której z desperacji zaczęła wrzucać małe na balkon. Trochę słabo jej to szło, bo tałatajstwo wszedłszy nań, albo raczej zostawszy wrzuconym po wielokroć spadało. Potrzebna była ręka człowieka.

Tałatajstwo rozdano po znajomych i ich znajomych, a Ryśka została. Jako kot, który musiał radzić sobie na dworze samemu z licznym potomstwem, Ryśka była dzika i nieufna. Ale była silna, nawet udało się jej odrobinę podporządkować domowego kanapowca, Dextera, nie wspominając o przygarniających, którzy jak przystało na właścicieli kotów, zaczęli jej służyć. Ryśka została członkiem rodziny, choć sama jeszcze długo się nim nie czuła. Minęło wiele lat zanim dała się jeszcze nie w pełni swobodnie wziąć ręce, a dopiero całkiem niedawno przestała zwracać uwagę na odkurzającego w pokoju obok. Jest już stara i choć postęp, który zrobiła jest widoczny gołym okiem, to jednak nigdy pewnie nie uda się jej w pełni odprężyć i całkowicie nam zaufać. Oswajanie to ciężki proces.

Mi też pewnie polubienie jesieni zajmie kilka lat. Plan jest jednak taki, by to zrobić. Ale żeby polubić jesień trzeba sobie robić dobrze. Wielu ludzi nie docenia potęgi nastroju, ja natomiast myślę, że to jedna z ważniejszych spraw w codziennym życiu. Oprócz jakichś uniwersalnych wartości, wyższych idei czy osób najbliższych, to właśnie dobre samopoczucie powinno być priorytetem. Bez dobrego samopoczucia nie ma efektywnej pracy, nie ma okazywania miłości, w zasadzie można spokojnie pojechać klasykiem i powiedzieć, że bez dobrego nastroju nie będzie niczego. Niczego dobrego przynajmniej.

Dobre samopoczucie to ulubiony zapach w nozdrzach, to przyjemny smak w ustach i sprawiająca radość muzyka w uszach. To pełen brzuch, garść czekoladek i szklaneczka whisky. Dobry nastrój to przyjemne otoczenie i ukochana osoba obok. To kolejna misja w ulubionej grze, kolejny odcinek fascynującego serialu. Nie zawsze da się mieć wszystko, ale wystarczy ledwie kilka elementów by było lepiej niż było. Wystarczy ledwie kilka elementów, by oswajanie jesieni było łatwiejsze. I w ogóle możliwe.

A więc siedzę i oswajam. Bo cóż innego mi pozostało, jak nie akceptacja nieuniknionego.

photo credit: blmiers2 via photopin cc