Pusto tu cholernie

Errata, klamra, bo ktoś kiedyś powiedział, że aby zapomnieć o kobiecie, należy zrobić z niej literaturę.

Koszula

Ktoś mógłby pomyśleć, że to zupełny przypadek – ot, zwykła niezdara, nieprzywiązująca wagi do szczegółów. Ktoś może i by tak pomyślał, ale oboje wiemy, że kryje się za tym więcej. Zostawiam ten niechlujny ślad wygniecenia z premedytacją, by zrobić ci na złość, uszczypnąć cię. Byś zawsze miała w głowie, że niczego mnie nie nauczyłaś, że te lata strofowania – jak krew w piach. Byś miała przed oczami moją najgorszą wersję. Bo tylko tak umiem się odgryźć. Tylko na to mam siły.

Usta

Nie mogę mówić, nie mogę się uśmiechać a na każde wspomnienie nie mogę przestać płakać. Słodkie, czerwone wino przestało wystarczać i potrzebna jest gorzka, brązowa whiskey, która co i rusz podszczypuje mnie w usta. Pieką mnie, bo próbuję powstrzymywać łzy zagryzając wargi. Dawniej miałem nadzieję, że będą piec mnie jeszcze wiele razy, ale wtedy miałem chyba na myśli nieco inne powody. Niestety, nie zapomniałem, chociaż chciałbym. Nie sądzę, bym prędko mógł.

Plecy i szyja

Obracam się na bok i przeklinam sam siebie. Dzisiejszej nocy nie zasnę tak łatwo, to więcej niż pewne. Nawet ta drapiąca gardło whiskey nie pomoże mi odpłynąć w objęcia Morfeusza. Nawet nie przeglądam się w lustrze przed wyjściem z domu i pewnie robię za widowisko przez swój stosunek do wyglądu. Przygarbione pod wpływem nastroju plecy oraz szyja, beznamiętnie kierująca głowę w ziemię stanowią idealne odbicie mojej duszy. Przeszkadza mi wzrok innych. Niech już nie patrzą.

Powietrze

Znów się obracam, tym razem na bok. Zgarbione plecy i obolała od patrzenia w dół szyja już mi nie przeszkadzają, bo odpływam we wspomnienia. Niezmiennie łaknę twej obecności, niemal dusząc się bez niej, jakbyś była jedynym źródłem tlenu, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że jesteś gazem musztardowym dla moich emocji. Gdy tak leżę, do moich nozdrzy zdaje dobiegać się zapach prania, które zrobiłem rano. Ostatnie pranie zrobione płynem, który kupiłaś. Zapach ten natychmiast przywołuje wspomnienia, których chciałbym się pozbyć. Ogród pełen kwiatów już dawno zniknął ze wspomnień. Czuję tęsknotę, czuję złość. Czuję smutek.

Uszy

Zamykam oczy. Drgania głośników przenoszą mnie do minionych już wieczorów i materializują cię obok. Nie leżysz już na moim ramieniu, nie chcesz tego. Hiszpańska gitara przywodzi na myśl plażę, na którą w końcu udało się nam trafić, która była promykiem słońca w tej mrocznej jak Mordor przeszłości, ale promykiem, który szybko zaszedł za kolejne chmury. Widzę jak kolejny raz sprzeczamy się o jakieś nic nie warte rzeczy. Cisza pomiędzy utworami wyrywa mnie z transu i otwieram oczy. Znów przystawiam butelkę do ust i przypominam sobie brzęk szkła naszych kieliszków przy wznoszeniu toastów. Nic już nie będzie takie samo. Jakimś cudem, dźwięk gotującej się wody na kawę przestał mi się kojarzyć z tobą. Słyszę jak nasze usta wypowiadają słowa ostre jak brzytwa, wymierzone by ranić. Wspomnienie tej skrajności powoduje dreszcz na moim ciele. To nieprzyjemny dreszcz.

Łóżko

Upijam kolejny łyk whiskey. Powoli się kończy, zupełnie tak jak skończyła się tutaj twoja obecność. Leżę w tym całym barłogu następny kwadrans. Kilku rzeczy wciąż jeszcze nie ruszyłem, odkąd wyjechałaś. Posprzątałem i pościeliłem łóżko, ale kołdra i pościel nadal te same, tak jakbyś nadal tu mieszkała. Nadal panuje tu wszechobecny bajzel i po trochu jesteś jego częścią, trochę się do niego przyłożyłaś, chociaż nieświadomie. Przestało mi się to podobać. Zrobiłaś mi bajzel w głowie. Potarmosiłaś mi kołdrę w głowie i teraz nie mogę w niej pościelić, a mówią przecież, że jak sobie pościelisz tak się wyśpisz. Ja już wiem, że się kolejny raz nie wyśpię.

Pomimo tego całego rozgardiaszu, pomimo ciągłej twojej niefizycznej obecności, pusto tutaj.

Pusto tu cholernie, bez ciebie.

I muszę sobie to jakoś pościelić.