Cholernie tu pusto

Spoglądam na swój pokój wypełniony twoją obecnością i zamieram. Poszczególne elementy układanki zdają się tworzyć zgrabną całość. Przyglądam się jej.

Koszula

Ktoś mógłby pomyśleć, że to zupełny przypadek, ot, tak trafiłaś – chciałaś szyję, ale trafił się kołnierz koszuli. Ktoś może i tak by pomyślał, ale oboje dobrze wiemy, że to nie prawda. Chciałaś zostawić tam ten karmazynowy ślad. Nie po to by zaznaczyć swoją własność, och nie. Po to bym pamiętał. Bym patrząc na swoją koszulę przypominał sobie, jak w niej wyglądałaś. Bym miał przed oczami właśnie ciebie w niej stojącą, kusząco opartą o komodę, uśmiechniętą zalotnie i prowokująco. Bym nigdy nie zapomniał. Byś miała świadomość, że nie zapomnę.

Usta

Nie mogę nic mówić, nie mogę się uśmiechać, choć na każde wspomnienie nie mogę się powstrzymać. Słodkie, czerwone wino które dopijam, co i rusz podszczypuje mnie w usta, przypominając wydarzenia poprzedniego wieczoru. Pieką mnie okropnie, ale to przyjemne pieczenie, mam nadzieję, że będą piec mnie jeszcze wiele razy, przypominając za każdym smak twoich ust i ból powodowany przez twoje zęby. Nie żebym miał go kiedyś zapomnieć. Nie żebym chciał zapomnieć. I nie żebym mógł.

Plecy i szyja

Obracam się na bok i uśmiecham sam do siebie. Dzisiejszej nocy nie zasnę na plecach, to więcej niż pewne. Skóra na nich nie pozwoli mi odpłynąć w objęcia Morfeusza. Nawet nie przeglądam się w lustrze, ale jestem pewien, że na plaży robiłbym za widowisko. Już je robię, w tramwajach czy w pracy, ale nie przez plecy. Dziecinne ślady, niewinne krwiaki świadczące o namiętności albo o zwykłej złośliwości. Tak, przyciągające spojrzenia obcych zaczerwienienia na szyi to czysta złośliwość. Ale nie przeszkadza mi ona, wręcz przeciwnie, nawet chętnie się nią obnoszę. Niech patrzą.

Powietrze

Znów obracam się patrząc w sufit. Podrapane plecy już mi nie przeszkadzają, bo odpływam we wspomnienia. Łaknę twej obecności, niemal dusząc się bez niej, jakbyś była jedynym źródłem tlenu. Gdy tak leżę do moich nozdrzy zdaje się dobiegać zapach twoich włosów i perfum, którymi się spryskiwałaś. Natychmiast przywołuje wspomnienia leniwych poranków, spędzanych na beztroskim, wielogodzinnym wstawaniu z łóżka. Czując cie w powietrzu czuję, jakbym był w ogrodzie pełnym kwiatów w słoneczny dzień. Czuję wakacje. Czuję radość. Jestem szczęśliwy.

Uszy

Zamykam oczy. Drgania głośników przenoszą mnie do wczorajszego wieczoru i materializują cie obok, leżącą znów na moim ramieniu. Głaszczę cie po głowie, wtulasz się we mnie mocniej. Nie musimy nic mówić, choć jedynie patrząc sobie w oczy mówimy wszystko co potrzeba. Hiszpańska gitara przywodzi na myśl plażę, na której nas nie było a jednak się na nią przenieśliśmy. Widzę jak śmiejemy się z naszych żartów. Cisza pomiędzy utworami wyrywa mnie z transu i otwieram oczy. Znów przystawiam butelkę do ust i przypominam sobie brzęk szkła naszych kieliszków przy wznoszeniu toastów. Nic już nie będzie takie samo. Dźwięk gotującej się na kawę wody już zawsze będzie kojarzył mi się z tobą. Słyszę jak nasze usta wypowiadają szorstkie słowa towarzyszące największej namiętności, by po chwili ukoić je miłym wyznaniem uczucia. Wspomnienie tej skrajności powoduje dreszcz na moim ciele. Lubię ten dreszcz.

Łóżko

Upijam kolejny łyk wina. Powoli się kończy, zupełnie tak jak skończyła się tutaj twoja obecność. Leżę w tym całym barłogu następny kwadrans. Nie ruszyłem nic odkąd wyjechałaś. Nie posprzątałem, nie pościeliłem łóżka. Kołdra leży dokładnie tak jak ją zostawiłaś, zupełnie jakbyś ciągle tam leżała. Panuje tu wszechobecny bajzel, ale to bajzel, którego byłaś częścią, do którego się przyłożyłaś. Podoba mi się taki stan. Taki sam bajzel zrobiłaś mi w głowie. Potarmosiłaś mi kołdrę w głowie i teraz nie mogę w niej pościelić, a mówią przecież, że jak sobie pościelisz tak się wyśpisz. Ja już wiem, że się nie wyśpię.

Pomimo tego całego rozgardiaszu, pomimo ciągłej twojej niefizycznej obecności, pusto tutaj.

Cholernie tu bez ciebie pusto.

Wracaj już.