Bo kobieta niezmiennie zmienną jest.
To zawsze zaczyna się tak samo i przechodzi przez wszystkie te same etapy. Najpierw jest ogólna fascynacja. Facet poznaje kobietę, kobieta faceta. Są sobą zachwyceni. Ona, w końcu piękna i mądra, on nareszcie szarmancki i przystojny. On oprócz jej cycków podziwia jej uśmiech, a ona oprócz portfela docenia znajomość literatury. Jest chemia. On jest w fazie heroicznej, obiecuje jej złote góry i obietnic dotrzymuje, ona w motylicznej, to co się dzieje w jej brzuchu przypomina defiladę wojskową. Oboje są w stanie podniecenia. Psychicznego i fizycznego. On jest w stanie cały czas, a ona już nie pamięta co to jest migrena.
Wiesz czym jest faza heroiczna u faceta? To ten moment, kiedy jest już grubo po północy a ty mimochodem wspominasz mu w smsie, że napiłabyś się soku pomarańczowego, ale akurat ci się skończył, a on po pięciu minutach przywozi ci jego całą zgrzewkę. To ten moment, gdy pod koniec cholernie trudnego dnia przyjeżdża do twojej pracy kurier z ogromnym bukietem róż, winem i sprośnym liścikiem. To moment, kiedy choćby skały srały, on będzie przy tobie jeśli czegokolwiek potrzebujesz. Mężczyzna w fazie heroicznej spala się niesamowicie. Ja wiem, że na komediach romantycznych to zawsze fajnie wygląda, jak gość leci przez pół Europy do ukochanej a potem i tak jest rześki, pachnący i zadowolony, ale życie tak nie działa. Te wszystkie męskie poświęcenia gdzieś w człowieku zostają. Facet ci o tym nie powie, raczej nie będzie wypominał, ale to nie znaczy, że nic nie odczuwa.
Miłość uskrzydla, ale co musimy się namachać tymi skrzydłami, żeby z wami polatać to nasze.
W każdym razie, gdy już się tak namachamy, nachodzimy za swoimi wybrankami, to zwykle dają się już przekonać. I wtedy powolutku faceci zaczynają słabnąć. Nie dlatego, że są chujami.
Wbrew pozorom większość facetów nie jest chujami.
Interesujesz się choć odrobinę piłką nożną? Wiesz o co w niej mniej-więcej chodzi? Jest sobie po jedenastu zawodników w każdej drużynie, jedna piłka i sędziowie. Jedna drużyna musi kopnąć piłkę do bramki tej drugiej i odwrotnie. Gra się dwa razy po 45 minut. Wygrywa ten, kto wbije więcej goli drugiej drużynie.
I teraz, widziałaś kiedyś finał Mistrzostw Świata? Jak się jest piłkarzem, to jest mało meczów, które chce się wygrać bardziej niż finał Mistrzostw Świata. W takim meczu każdy z zawodników spina się trzy razy bardziej i daje z siebie pięć razy więcej. No po prostu napierdala przez cały mecz. Mniej-więcej około 80. minuty większość piłkarzy wypluwa już płuca i raczej drepta niż biega. Taki mecz finałowy to właśnie faza heroiczna u facetów. Pod jej koniec zwykle są po prostu wyczerpani.
No więc nie ma bata, ale po prostu zawsze faceci po pewnym czasie odpuszczają. Nie dlatego, że przestaje im zależeć, chociaż niektórym pewnie przestaje. Zwykle jednak dlatego, że nie są w stanie dawać z siebie aż tyle tak długo. Miejcie to na względzie na początkach znajomości i nie miejcie złudzeń, że tak będzie przez cały związek. W każdym razie, wtedy następuje pierwsze rozprężenie. I tu przechodzimy do sedna.
Kiedy dochodzi ta związkowa 80. minuta i facet zaczyna już dogorywać, a płuca, serce i portfel wypluł już dawno temu, kobieta zaczyna się czuć oszukana i zaniedbana. Ktoś mądry mi kiedyś powiedział, że kobiety uwodzi się słowem i na słowo są bardzo podatne. Więc kiedy już ten rycerz w lśniącej zbroi naobiecywał złote góry, a stać go ledwie na niziny, kobieta smutnieje.
I teraz dzieją się dwie rzeczy.
Albo facet wie, że to nie koniec i że nie wolno spoczywać na laurach, albo tego nie wie. W pierwszym wypadku kobieta zwykle jest zadowolona i nie ma większych zastrzeżeń. Tęskno jej, co prawda, do dawnych, lepszych czasów, kiedy jej luby potrafił być taaaakiii romantyczny, ale to nie tak, że jest zły i beznadziejny. Zostawmy ten przypadek, jest mało interesujący. Drugi jest ciekawszy.
Bo w drugim przypadku facet spoczywa na laurach. No bo przecież już zabił ukochaną, zdobył smoka i żyli długo i szczęśliwie. Albo jakoś tak. A przynajmniej on w to wierzy.
Nie zrozum mnie źle, zazwyczaj to nie jest tak, że to jego zła wola. Po prostu nigdy mu nie przyszło do głowy, że to dopiero początek. Naprawdę, on zwykle jest o tym przekonany. Ileż to historii się słyszy, gdy facet tuż po jakiegoś rodzaju przypieczętowaniu znajomości przestaje się starać. Czasem jest to już po pierwszej wspólnej nocy, innym razem po wspólnym zamieszkaniu, a jeszcze innym po ślubie. To nie do końca ich wina – my po prostu jesteśmy zadaniowi. Było zadanie, czelendż, if you will, wykonał, więc robota skończona. Problem polega na tym, że
gdyby faceci wiedzieli, co ich dziewczyny wypisują mi w mailach, to albo nigdy by do takich sytuacji nie dopuszczali, albo stwierdziliby, że wszystkie baby to jednak suki są.
I w sumie w obu przypadkach mieliby rację.
Nie ma tygodnia, żebym nie dostał jakiejś wiadomości od dziewczyny w związku, która nagle poznała kogoś nowego. Tłumaczenie zawsze jest takie samo. Bo mój chłopak już się mną nie interesuje. I jasne, jak już pijemy tę wódeczkę w męskim towarzystwie, żalimy się barmanowi jak to w pracy nas nie doceniają i komentujemy wynik ostatniego meczu i jakiego to farta nie ma ten pieprzony Ronaldo, że mu tak to kopanie wychodzi i hajs spływa na konto, to możemy się też poklepać po plecach i powiedzieć, że i owszem, suki.
Ale to nie rozwiązuje problemu.
Bo tak jak nie jest naszą winą, że po fazie heroicznej przychodzi odsapnięcie, jak nie jest naszą winą, że po seksie chce nam się spać, tak nie jest winą kobiet, że tym czym się żywią, są emocje. Są i kropka. I możesz się na nie obrażać i możesz mówić, że suki, ale to nic nie zmieni.
Bo nadal będziesz w ciemnej dupie.
Dlatego, jeśli czytasz te słowa, bądź łaskaw zająć się swoją kobietą. I ocal mnie przed czytaniem po raz tysięczny jaki to Ździcho jest do dupy a ten Antonio to sam seks.
Bo ja jej jeszcze muszę odpisać.