Burger Love – świetny burger, ale…

Mogłoby być idealnie, ale nie jest.

Wiecie, to jest trochę tak, że jak trafiacie na coś naprawdę świetnego, zakrawającego na ideał, to często doszukujecie się na siłę rzeczy, żeby tylko tego ideałem jednak nie nazwać. Dzisiejszy tekst trochę taki będzie. Będę się czepiał, bo bardzo mi smakowało.

Do Burger Love trafiłem trochę przypadkiem. Od jakiegoś czasu z lubą czailiśmy się do Sztrass Burgera, ale za każdym razem w środku nie było wolnych miejsc a nam się nie chciało czekać, więc rezygnowaliśmy. Ktoś w międzyczasie polecił nam lokal na Więziennej, więc tym razem wybierając się na obiad postanowiliśmy najpierw udać się do Burger Love. Nie mogę powiedzieć, żebym żałował.

Pierwsze wrażenie? No trochę tu ciasno. Szczerze mówiąc lokal jest taki trochę dwuosobowy (zmieści się więcej osób, ale ciężko mówić o komforcie) i zimą musi być tu ciężko. Na szczęście latem wystawiają “ogródek” i można szamać burgery leżakując na środku wąskiej uliczki. Całkiem przyjemnie, zwłaszcza jeśli ktoś lubi takie staromiejskie klimaty. Pierwsze zastrzeżenie wynikające z czepialstwa jest takie, że menu na ścianie jest trochę nieintuicyjne. O ile łatwo ogarnąć z czego się składają i ile kosztują poszczególne burgery o tyle nie ogarnąłem rzutem oka o co chodzi z zestawami. Może to tylko moje nieogarnięcie, ale myślę sobie, że takie rzeczy powinny być idiotoodporne. Tak czy siak, obsługa była miła, na plus trzeba zaliczyć także możliwość wyboru stopnia wysmażenia, co chyba jest rzadkie.

Wzmacniając nasz lokalny patriotyzm, zamówiliśmy dwa razy WrocLove Burger z frytkami i puszką Sprite’a. Na jedzenie nie czekaliśmy długo. Było ciepłe i zawinięte w papier, dzięki czemu była szansa (choć niestety w moim przypadku nie wykorzystana) na to, by się nie uświnić. Trzeba na to szczególnie uważać, bo jeśli mój rekonesans był solidnie wykonany, to w lokalu nie ma łazienki, gdzie moglibyśmy się później przynajmniej umyć ręce.

WROCLOVE BURGER:

– Wołowina 200g wyselekcjonowana mieszanka mielona na miejscu i doprawiana z miłością !

– Piccalilly naszego autorstwa (dla tych co nie wiedzą Wikipedia mówi : a relish of chopped pickled vegetables and spices)

– Bekon złocisty

– Ser Pleśniowy … Blue Cheese

– Sałata Lodowa

– Majonez

– PomidorBurger Love

A po rozpakowaniu wyglądało to tak:

Zacznę od czepialskiego narzekania, czyli frytki. Przed napisaniem tej opinii zajrzałem w sieć i zdziwiło mnie, że sporo osób chwaliło sobie domowej roboty frytki. Albo coś zmienili, albo ja dostałem jakąś drugą zmianę, bo moje były takie sobie. Nie były złe, ale jeśli się płaci 60 zł za dwie kanapki to ma się nadzieję na trochę więcej niż zwykły, pokrojony ziemniak, w dodatku sprawiający wrażenie jakby leżał w oleju o te kilka chwil za długo. To był zdecydowanie najsłabszy punkt całego posiłku, choć nie mogę powiedzieć, że frytki były fatalne, po prostu oczekiwałem więcej. Naprawdę liczę na to, że trafiłem na gorszy dzień, bo…

…to co najważniejsze i po co tam przyszliśmy jest świetne i rekompensuje całą resztę drobnych potknięć. Jak potrafiłem, może przesadnie, wytknąć nieintuicyjność menu, czy nieidealne frytki, tak nie potrafię nic zarzucić kanapce. Bułka jest taka, jaka powinna być w burgerach, wołowina i bekon wysmażone bardzo dobrze (i mówię to pomimo tego, że zamówiłem średnio wysmażony, choć preferuję mocno wysmażone) a dodatki świetnie komponują się z resztą i nie ma wrażenia, że jemy same mięso z bułką. Szczególne wrażenie na nas zrobił magiczny składnik o nazwie piccalilly, z którym spotkaliśmy się po raz pierwszy, a który sprawia, że ten burger jest naprawdę wyjątkowy.

Niech za podsumowanie wystarczy wam fakt, że pomimo braku toalety, narzekania na menu i ciasnotę w środku, pomimo nieszczególnych frytek całość i tak oceniłbym na 5/6. W końcu w wyjściu na burgera liczy się tak naprawdę burger a ten w Burger Love jest wyśmienity i z czystym sumieniem mogę go polecić. Sam na pewno jeszcze kiedyś do nich zajrzę.