Koty lubią bluesa a internet jest opanowany przez koty. Przypadek?
Historia mojej ewolucji muzycznej to temat na osobny wpis ale teraz, mając już jakąś podstawową świadomość bardzo się cieszę, że jestem otwarty na niemal wszystkie gatunki. Nie przepadam chyba jedynie za disco polo, choć i dla niego znajduje zastosowania i nie mam problemu ze słuchaniem (i tańczeniem doń) na przykład na weselach. W obecnej chwili w zasadzie nie jestem w stanie podać mojego ulubionego gatunku, bo każdy ma w swoim zestawie perełki, które nie pozwalają mi ostatecznie zadecydować. Blues ma tych perełek całkiem sporo.
Gdybym miał podać jedną cechę charakteryzującą bluesa, byłoby to cholernie ciężkie bo co autor to interpretacja, ale chyba najbliżej było słowo refleksyjny, chociaż z drugiej strony powyższy utwór ciężko tak opisać. W każdym razie ten blues, który ja uwielbiam i ubóstwiam jest refleksyjny. To muzyka, która pasuje idealnie do wieczoru, skórzanej kanapy, cygara i szklaneczki szkockiej. To muzyka, w której się zatapiasz i przenosisz się do innego świata.
Ale to oczywiście bardzo wąska definicja bluesa, bo gatunek ciągnie się od country, przez muzykę folkową aż po jazz, więc jest dużo miejsca i każdy znajdzie coś dla siebie. Jaram się też strasznie tym żywszym jego rodzajem, napędzającym mnie bardzo do działania. Stukanie w klawiaturę przy Shake your money maker jest bardzo proste i przyjemne a dźwięki wydobywające się z głośników niemal odwalają za mnie całą robotę. Zresztą, sami posłuchajcie.
No i oczywiście nie da się ukryć, że blues to muzyka czarnych, często traktująca o relacjach damsko-męskich, więc idealnie wkomponowuje się Męskie Pisanie, w końcu tajemnicą poliszynela jest fakt, że jak byłem młody to też byłem murzynem i grałem w kosza. Dlatego właśnie nie wyobrażam sobie by w tym zestawieniu zabrakło Muddy Watersa.
A wracając do tytułowych kotów, to na początek dla porządku wspomnę, że chodzi o koty moich rodziców, ale to nie brzmi dobrze w tytule, a że spędzałem z tymi kotami sporo czasu, toteż pozwoliłem je sobie nazwać moimi. Trzeba wam też wiedzieć, że jeden kot jest kupny, natomiast drugi przygarnięty z ulicy, co daje już nieco większy przekrój kociego społeczeństwa. A więc do rzeczy, moi rodzice już jakiś czas temu zauważyli, że owe sierściuchy chętniej przebywają w pomieszczeniach w których grany jest blues – zwyczajnie lubią ten gatunek!
Ojciec nawet wysnuł teorię, że to przez gitarowe rzępolenie charakterystyczne właśnie dla bluesa, chociaż ja bym nie posunął się aż tak daleko. Natomiast fakt jest faktem – koty zamiast rozejść się zwyczajowo po wszystkich szafach w domu, chętniej przebywają w pokoju, gdy w głośnikach leci bluesik. No cóż mogę więcej powiedzieć, sorry, taki mamy klimat.
A ostatni kawałek w tym zestawieniu polecam wam na jutrzejszy wieczór. Mój pomysł na jego spędzenie to Riviera Paradise, gorąca kąpiel, może jakaś książka, słowem relaks. W końcu zapowiada się się ciężki tydzień, dobrze więc jest się mentalnie przygotować i podładować baterie. Miłego dnia!