Głupia sprawa to zaufanie

Twój partner trafia do więzienia, oskarżony i skazany za morderstwo na zlecenie, choć sam twierdzi, że jest niewinny. Co robisz?

Przeczytałem dzisiaj historię mężczyzny, który dostał dożywocie i przesiedział 12 lat za zbrodnię, której nie popełnił. Naprawdę poruszająca historia. Nie potrafię sobie wyobrazić takiej sytuacji, gdybym to ja miał być głównym bohaterem. Tak sobie pomyślałem trochę na boku dyskusji o tej sprawie, że przeciwnicy kary śmierci często mówią, że w przypadku takich błędów nie można przywrócić komuś życia i dlatego stryczek jest niedopuszczalny. Szczerze mówiąc nie wiem co gorsze, czy piekło w jakim znalazł się ten gość, czy śmierć. Jego własny syn przez pół życia go nienawidził, teraz w zasadzie ma swojego ojca gdzieś, bo przecież jest kompletnie obcą osobą a żona znalazła sobie innego, a do tego nie jest wcale pewne, czy dostanie odszkodowanie za niesłuszne skazanie. Niby może jeszcze wszystko naprawić, ale równie dobrze może żyć tylko w fałszywej nadziei.

Ale to, co mnie osobiście najbardziej zdziwiło w tej sytuacji to zachowanie jego narzeczonej. Takie sytuacje doskonale obrazują jak niewiele warte są słowa i przysięgi, które sobie składamy i jak niewiele jest warta instytucja małżeństwa (w końcu narzeczeństwo to już prawie małżeństwo). Tak mi się wydaje, choć oczywiście mogę się mylić, że wcale nie ta fizyczna rozłąka była najgorsza dla tego mężczyzny, tylko brak zaufania ze strony bliskich w niewinność. Kobieta, którą ten facet prosił o rękę, prosił o bycie z nim na dobre i na złe, a ona się zgodziła, ta właśnie kobieta wypięła się na niego utrudniając mu kontakt z własnym dzieckiem, wmawiając temu dziecku, że ojciec już go nie kocha. Jesteście w stanie wczuć się w tego mężczyznę?

Ja rozumiem, że dwunastoletnia rozłąka może spowodować, że uczucie wygasło. Nie ma nic dziwnego w tym, że ta kobieta chciała sobie ułożyć życie z kimś innym, zostawiając tym samym swojego narzeczonego samego w więzieniu, chociaż to trochę kontrastuje ze słowami na dobre i na złe wypowiadane gdzieś tam podczas przysięgi małżeńskiej. Dziwi mnie bardzo brak zaufania do partnera. Czy gdyby kobieta wierzyła mu w jego niewinność to ograniczałaby kontakt z nim swojemu dziecku? Nie wydaje mi się. Ja sobie nie wyobrażam bym mógł tak postąpić w odwrotnej sytuacji.

I może to słaba metoda badawcza, ale często słyszy się takie sytuacje, w których partnerki odchodzą od swoich mężczyzn gdy oni trafiają za kratki z takiego czy innego powodu i trochę mnie przeraża myśl, że kobiety te, myślą w tych sytuacjach przede wszystkim o sobie i swojej przyszłości, często wcale nie troszcząc się o partnera. O partnera, który twierdzi, że jest niewinny, partnera, któremu obiecywało się wierność i zaufanie. Często partnera, do którego wypowiedziano słowa oraz, że Cie nie opuszczę aż do śmierci.