Wychodzę z założenia, że weekendowe wpisy powinny być nieco lżejsze od całej reszty. W końcu weekend to czas odpoczynku i wyluzowania się. Z tej okazji 8 utworów, które ostatnio wpadły mi w ucho.
Jakiś czas temu pytałem was jak żyć, gdy nie ma co oglądać. Polecono mi z kilku źródeł serial Breaking Bad, który sam również polecam dalej, bo jest naprawdę świetny. Tak mi się spodobał, że zastanawiam się, czy nie napisać o nim osobnego wpisu. Tak czy inaczej właśnie w tym serialu usłyszałem jeden utwór.
To ciekawa sprawa, bo właśnie z powodu tego utworu stworzyłem kilka nowych playlist, jedną nawet o takiej samej nazwie jak ten utwór. I dalej się potoczyło. Od tamtego czasu dodałem do tej konkretnej listy ponad setkę innych utworów, które w jakiś sposób kojarzyły mi się z nim.
Związek jest często bardzo luźny, nie mniej ten jeden konkretny utwór tak na dobrą sprawę spowodował, że słucham muzyki dużo częściej niż wcześniej.
Zastanawiając się nad tym chwilę, zwróciłem uwagę, że w sumie to wszystkie wielkie rzeczy zaczynają się od drobnych, pozornie nic nie znaczących sytuacji. Jak lawiny, które wywoływane są jakimś małym kamyczkiem, by chwilę później być wielką masą ogromnych skał.
Komuś jeszcze powyższy utwór skojarzył się ze Snem o Warszawie? :) Swoją drogą tekst piosenki pochodzi z kawałka “Summertime”, wykonywanego również przez jednego z moich ulubieńców – Louisa Armstronga.
Wracając jednak do tematu, rozumiem ludzi wierzących w przeznaczenie i fatalizm. Mi też jest ciężko czasem zaakceptować fakt, że cała seria wydarzeń została zapoczątkowana przez coś, co zupełnie z tymi wydarzeniami nie miało nic wspólnego i że ten ciąg ułożył się właśnie tak a nie inaczej.
Tak znów na marginesie, komentarz pod powyższym utworem:
i just jAzzed my pants
A wracając, wy pewnie też macie całe mnóstwo takich sytuacji, że z pozoru niewinna drobnostka doprowadziła do jakiegoś zupełnie niespodziewanego, szczęśliwego, albo tragicznego finału.
Jednak z drugiej strony to tak można patrzeć na wszystko. Gdybym miał wierzyć, że żyje zgodnie z napisanym już dużo wcześniej scenariuszem to nie mógłbym wierzyć w wolność, zwłaszcza wolność wyboru. A wierzę.
I wierzę, że każda z tych nieznaczących sytuacji, która doprowadziła mnie do punktu w którym jestem, mogła równie dobrze potoczyć się zupełnie inaczej. Tylko nie mam zapisanego sejwa, żeby wam to udowodnić. Miłej soboty.
Źródło zdjęcia: własne.