Dzięki nim jestem

Są tacy ludzie, dzięki którym jesteś kim jesteś.

 Tekst jest wynikiem inspiracji nowym filmem marki Grant’s i przeznaczony jest wyłącznie dla osób pełnoletnich. 

Mam taką myśl , że to kim jesteśmy jest wypadkową tego, kogo na swojej drodze spotykamy. Nie jest to jakoś specjalna i wyjątkowa obserwacja, jednak jeśli potrafimy sobie to uświadomić, to dużo łatwiej będzie nam zapanować nad tym, kim jesteśmy. Trafiając na fajnych ludzi na swej drodze nie trudno o ciekawe życie, z drugiej strony przebywając wśród dołujących i przykrych bardzo łatwo stad się kimś zwyczajnie smutnym. Warto się nad tym zastanowić, bo wycinając takie negatywne osoby możemy dużo zyskać w swoim życiu.

Ja miałem dużo szczęścia pod tym względem, zawsze trafiając na pozytywnych ludzi, zaczynając od moich rodziców, przez dziewczynę, przyjaciół i znajomych, po ludzi których znam choćby z Internetów. Oczywiście przytrafiali się też maruderzy i smutasy, ale odkąd zacząłem zauważać jak na mnie wpływają, bardzo szybko wyciąłem ich ze swojego życia. Z kim przestajesz takim się stajesz to stara mądrość, która ma w sobie ziarno prawdy, ale nawet w nią nie wierząc musisz przyznać mi rację – życie bez narzekania wokół jest dużo przyjemniejsze, prawda?

Wracając do moich przyjaciół, nie ma możliwości, żebym był tu gdzie jestem i robił to co robię, gdyby nie oni. Podobna myśl przyświeca nowemu materiałowi marki Grant’s.

Nie chciałbym, żeby to brzmiało jak jakieś biograficzne podsumowanie mojego jestestwa, bo w zasadzie jestem dopiero na początku fajnej drogi i najlepsze dopiero przede mną, ale nic z tego co daje mi radość w życiu nie byłoby możliwe bez moich przyjaciół i dobrze byłoby, żeby o tym wiedzieli. Znając ich, pewnie wiedzą, ale zawsze miło jest byd głaskanym, więc myślę, że nie zaszkodzi podziękować im jeszcze raz. Przed wami pośredni lub bezpośredni sprawcy mojej tu obecności:

Piotrek – gość, który codziennie o 16 czekał przed klatką aż wrócę z przedszkola a później szkoły. Mieszkaliśmy w tej samej klatce, on dwa piętra wyżej. W młodości rzucał mną, gdy bawiliśmy się we wrestlerów. Przestał, gdy przerosłem o głowę. Człowiek, który wiedział o mnie absolutnie wszystko i miał wpływ na chyba każdą dziedzinę mojego życia do pewnego czasu. Co prawda nasz kontakt nieco osłabł, ale Piotrek to gość, do którego zadzwonię w środku nocy z ciałem do zakopania, a on zapyta czy oprócz łopat wziąć jakieś piwko na po robocie.

Michał – gość, bez którego nie byłoby Męskiego Pisania, bo było mi żal samemu opłacać serwer i domenę. On nie tylko się dołożył ale sam też zaczął pisać ze mną. Potem razem ze mną przestał, by razem ze mną wrócić do projektu i ostatecznie go, już beze mnie, porzucić, ale było to rozstanie zakończone słowami zostańmy przyjaciółmi. Mistrz nad mistrzami, który potrafił zrezygnować z alkoholu na imprezie, żeby na nią razem z nami pojechać autem, dzięki czemu nie musieliśmy przez całe miasto zasuwać z buta. Organizator sesji w gry fabularne, za którymi do tej pory tęsknię. No i ostatecznie, współfan Barcelony podzielający zdanie o wrzutkach Daniego Alvesa.

Michał – drugi z Michałów. Nie miał udziału w powstaniu bloga, ale bez niego szybko bym go zamknął. Znamy się jak łyse konie, razem śmialiśmy się gdy kichnął w łyżkę z zupą, zostawiając ją na twarzy kolegi z przedszkola. Nasze wielogodzinne rozkminy są zdecydowanie lepsze niż najlepsze odcinki Lekko Stronniczych i gdyby je nagrać, ukradlibyśmy show chłopakom. Jeśli kiedykolwiek zniknę na długie tygodnie ze wszelkich mediów społecznościowych i bloga to możecie być pewni, że w końcu mnie przekonał do powrotu do grania w WoWa.

Magda – wychowywała się na jednym osiedlu z bandą facetów i przylgnęło do niej powiedzenie Madzia to kumpel. Sporo tematów związkowych było wynikiem rozmów z nią, zwłaszcza, że jej miłosne życie to temat na kilka dobrych powieści, również dzięki niej byłem w stanie zrozumieć niektóre zachowania płci pięknej. Wyjechała za swoją miłością na wyspy i miesiącami nie mamy kontaktu, ale gdy tylko przyjeżdża do kraju, rozmawiamy tak jakby od ostatniego spotkania minął ledwie dzień. Dobra dusza i pierwszy mój blogowy hejter, z którym dyskusja na bardzo starym blogu, w czasach gdy Internet nosiło się w wiadrach, zajęła kilkadziesiąt komentarzy pod wpisem.

Maciek – jego trzeźwe spojrzenie potrafi sprowadzić na ziemię a cięta riposta pociąć na kawałeczki. Maćka albo się kocha, albo nienawidzi. Poznaliśmy się w przedszkolu i choć później przez pewien czas byliśmy tylko znajomymi z jednej szkoły, to jakoś tak się wydarzyło, że był obok podczas wielu ważnych momentów. Na studiach nawet zdarzyło się nam wspólnie zamieszkać i dzielić ten sam burdel w kuchni. Wyprowadził się z Wrocławia, żeby zbierać pyry na poznańskich wykopkach, ale jest jednym z pierwszych numerów pod które dzwonię, zjeżdżając do rodzinnego miasta. Dzielimy sporo pasji ale decydującym czynnikiem jest wspólne stanowisko wobec baboli wpuszczanych przez Valdesa, jeszcze gdy grał w Barcelonie.

Mateusz – najlepsze historie zwykle wiążą się z Mateuszem. Przez niego zacząłem jeść w McDonald’s, chodzić do klubów i wyrywać laski na Legendarną Bluzę. Był i jest pierwiastkiem chaosu w moim spokojnym życiu, katalizatorem wielu decyzji. Kilka wpisów na blogu było zainspirowanych naszymi rozmowami. Jeśli nie wierzycie, że da się wyjechać na ferie do innego miasta i jednocześnie być w tym samym czasie w domu, to znak, że jeszcze go nie poznaliście.

#IOU – I Owe You, dzięki wam jestem. Dzięki.