Wbrew pozorom, to dla niego bardzo dobra wiadomość.
Zrobiłem sobie małe wakacje w środku lata i odpocząłem sobie, zarówno od was, drogie misiaczki, jak i od bloga. Odpocząłem fizycznie, bo plany i koncepcje snułem przez cały czas i mam nadzieję w niedługim czasie część tych knowań wprowadzić w życie. Zaniedbałem was tutaj, ale cały czas nowe treści pojawiały się choćby na Snapchacie, więc polecam wam mnie tam znaleźć – tam zawsze wszystko pojawi się najprędzej. Szukajcie mnie pod ksywką: meskiepisanie. No, to tyle słowem wstępu, a teraz do rzeczy.
O internecie mógłbym długo, dużo i wszystko. Pisać, mówić, chwalić, przeklinać. Niby zwykłe narzędzie a jednak tyle ludzi sobie z nim nie bardzo radzi. Jakiś czas temu w sieci pojawiło się wideo, na którym autor dzięki informacjom znalezionym na profilach w social mediach znajduje dziewczyny w Warszawie, normalnie zaczynając z nimi rozmowę jak gdyby byli starymi znajomymi. Dziewczyny co prawda jegomościa nie kojarzyły, ale po ilości informacji jakie o nich miał zakładały, że po prostu go nie pamiętają. Tuż po nagraniu ukryły swoje profile dla nieznajomków, jednak to tylko kilka uświadomionych dziewczyn, jestem pewien że gdzieś tam jest jeszcze ich całe mnóstwo. Zobaczcie sami.
Dzisiaj natomiast natknąłem się na informację o hiszpańskim piłkarzu, który już był w ogródku, już witał się z gąską, niemal podpisując kontrakt z nowym klubem, jednak fani drużyny dokopali się jego tweeta sprzed kilku lat, w którym niespecjalnie przyjaźnie wyraża się o nowym pracodawcy. Właściciele, orientując się o co chodzi, postanowili z piłkarzem się nie wiązać. W obu przypadkach jak na dłoni widać, że trzeba być ostrożnym gdy się publikuje treści w internecie. Ale czy na pewno?
W pierwszym przypadku sytuacja jest oczywista – trzeba panować na ilością informacji, które umieszczamy w sieci. Nie ma nic złego w tym, że chwalimy się naszym życiem, opowiadamy o nim, nawet bardzo szczegółowo, pod warunkiem, że robimy to w pełni świadomie. Jeśli nie boicie się tego, że ktoś kompletnie obcy może was znaleźć w świecie rzeczywistym – hulaj dusza, piekła nie ma. Gorzej, jeśli nie zdajecie sobie z tego sprawy.
Natomiast w drugim przypadku sprawa nie jest już taka oczywista. Jasne, to nie dobrze stracić opcję fajnej pracy tylko dlatego, że napisało się coś tam kiedyś na którymś kanale social media i powinna za tą sytuacją iść nauka by również myśleć, zanim coś napiszemy (powinniśmy myśleć zawsze, nieważne czy w internecie czy nie). Spójrzmy jednak na to z innej strony.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której wypowiadamy publicznie (np. w formie statusu na fejsie) jakąś, dajmy na to, krytyczną opinię o pewnej sprawie. Mija rok czy dwa, kompletnie o tym zapominamy. Staramy się o pracę w ciekawej korporacji, której szef postanawia prześwietlić naszego fejsika. Tam znajduje tenże wpis i bardzo mu się on nie podoba, więc na jego podstawie postanawia nas nie zatrudniać. I co? Z jednej strony, rzeczywiście nieciekawie jeśli ktoś nie patrzy nawet na nasze umiejętności czy doświadczenie a kieruje się tylko jakąś opinią. Ale z drugiej strony stała się bardzo dobra rzecz.
Oto bowiem, nie będziemy musieli użerać się w pracy z kimś, kto jest z nami niezgodny w tejże istotnej kwestii. Wyobraźcie sobie, że macie świetnie płatną pracę, ale każdego dnia musicie przychodzić i ścierać się z idiotami, którzy was kompletnie nie rozumieją, którzy się z wami kompletnie nie zgadzają a wręcz wam przeszkadzają. Każdy jeden dzień to katorga i walka o to, by jakoś przetrwać. Nie brzmi zbyt zachęcająco, co? A tak, już na samym początku wiecie, że chemii między wami nie będzie. Nie ma późniejszych stresów, nie ma nieprzyjemności, wszyscy gracie w otwarte karty.
To prawda, że wyrażając swoją (koniecznie wcześniej przemyślaną) opinię publicznie możecie zawęzić swoje możliwości później. Wychodzę jednak z założenia, że jeśli komuś nie pasują moje poglądy już na samym początku i na tyle, by mnie do pracy nie przyjąć, albo w związku z moimi poglądami mnie z tej pracy zwolnić, to i tak nie byłbym szczęśliwy w tej pracy. Jestem zdania, że na dobrą i fajną pracę składa się więcej czynników niż kasa i perspektywy, więc nie boję się tego, że moje opinie, choćby najbardziej kontrowersyjne, mi kiedyś w tej materii zaszkodzą.
Z tych historii płynie w zasadzie tylko jeden pewny morał, który powinien być dla was oczywistą oczywistością, ale jednak powinniście o nim zawsze pamiętać. Trzeba myśleć, najlepiej przed. Bo bez myślenia obudzicie się potem z ręką w nocniku.
A internet nie zapomina.